Pierwszymi ludźmi, którzy zakosztowali wolności, byli biblijni Adam z Ewą; w raju mieli wygody, luksusy i prezenty, ale jeden nienaruszalny zakaz, nie byli więc wolni. Łamiąc to ograniczenie – tak jak zwierzę rozwala krępującą go zagrodę – wyrwali się do wolności, lecz utracili rajskie przywileje, sytość i bezpieczeństwo; odtąd w pocie czoła „chleb swój dobywać mieli".
Ale nie to było najstraszniejsze na rozpoczętej drodze: zwierzę w zagrodzie nie ma świadomości dobra i zła, granice wyznaczają mu mocny płot i bat pastucha. Nie musi nic wiedzieć i o niczym decydować. Zdobywając wolność, uzyskali prarodzice tę świadomość i z nią poczucie wstydu, ale nie otrzymali ani boskiej mocy, ani takiej mądrości. Odtąd – zawsze niepewni i targani wątpliwościami – żeglujemy przez wzburzone fale bytu, czasem gdzieś dopływamy, nie wiedząc, czy to Wyspy Szczęśliwe, czy tylko wybrzeże piratów, a może ludożerców? Wszczynamy wojny i rewolucje, ogłaszamy nowe ustroje, zamykamy przeciwników w więzieniach, zwykle lądując w jeszcze gorszej opresji. Tak objawia się straszny ciężar wolności.