W połowie pełna afgańska szklanka

Polska, biorąc udział w misji w Afganistanie, udowodniła swą wiarygodność sojuszniczą, a przez to wzmocniła swoją pozycję w NATO – twierdzi amerykański ekspert ds. bezpieczeństwa Andrew A. Michta.

Publikacja: 02.12.2013 18:34

Red

Afganistan wciąż jeszcze staje się państwem. W Kabulu co chwila natykamy się na wysokie na trzy metry ściany chroniące przed eksplozjami ładunków wybuchowych, na podwójne bramki bezpieczeństwa blokujące wejścia oraz posterunki policyjne, ochroniarskie i wojskowe. Żeby wejść do ministerstw czy jednostek wojsk afgańskich, trzeba pokonywać barierę za barierą rozmaitych zabezpieczeń i kontroli, a będąc już w środku budynku, wyczuwa się podwyższoną czujność strażników czy żołnierzy. Poza dużymi miastami poziom bezpieczeństwa jest nierówny i żeby móc poruszać się po kraju – zwłaszcza w prowincji Helmand – transport wojskowy z ochroną żołnierzy jest często jedyną realną opcją.

Nie oddaje to jednak pełnego obrazu Afganistanu – tego, że NATO wykonało tam ogromną pracę: zarówno poprzez bezpośrednie operacje bojowe, jak i przede wszystkim w zakresie budowania Afgańskich Narodowych Sił Bezpieczeństwa (ANSF), a także przygotowując warunki do przeprowadzenia w przyszłym roku wyborów prezydenckich, po których nastąpi pełne przekazanie odpowiedzialności za bezpieczeństwo kraju stronie afgańskiej.

Dotrzymali pola

Dla oceny roli NATO w Afganistanie najważniejsze są jednak rezultaty działań Afgańskich Narodowych Sił Bezpieczeństwa w kończącym się obecnie sezonie walk – zwłaszcza walki ich armii. Oceniając rzecz od strony militarnej, efekty są lepsze, niż się często słyszy od krytyków. W tym roku afgańskie wojsko po raz pierwszy dotrzymało pola wrogom, nierzadko wypychając talibów ze spornych obszarów. Dla przykładu: w 2008 roku w prowincji Helmand w czterech dystryktach tylko część obszarów była pod wpływem rządu; dzisiaj pod kontrolą rządu jest dwanaście dystryktów. Co ważniejsze, armia afgańska nie załamała się, choć w tym roku w szczytowym okresie walk straty były szczególnie wysokie. Ta skuteczność Afgańczyków w dużej mierze jest zasługą zarówno wysiłku szkoleniowego ISAF, jak i lepszego wyposażenia afgańskiej armii, m.in. w moździerze o kalibrze 60 mm oraz transport.

Może się okazać, że dla utrzymania minimum bezpieczeństwa Afganistan nadal będzie potrzebował wsparcia

Oczywiście problemy pozostały – zwłaszcza w logistyce i wsparciu lotniczym – ale mimo to trzeba też powiedzieć, że po raz pierwszy afgańskie wojsko lepiej radzi sobie w polu. To o tyle ważne, że w tym roku talibowie przeprowadzili ponad 6600 operacji, w tym 50 zamachów samobójczych i ponad 1700 bezpośrednich ataków na policję – wykazali się więc znacznie wyższą aktywnością niż rok temu.

Jak każda misja wojskowa ISAF ma też swój drugi wymiar – polityczny – i trzeba sobie jasno powiedzieć: tu piłka zawsze była i będzie po stronie Afgańczyków. A mają oni głębokie problemy z korupcją czy biznesem narkotykowym, brak im też perspektyw gospodarczych. Ale podstawowym problemem politycznym Afganistanu jest nieumiejętność rządu Hamida Karzaja do stworzenia zrębów większej wspólnoty narodowej, która zaczęłaby poskramiać apetyty klanów oraz ograniczać etniczną identyfikację Afgańczyków. Tego problemu jednak ani NATO, ani Zachód nie są w stanie rozwiązać (mogą jedynie poprawić warunki bezpieczeństwa), tu inicjatywa musi należeć do władz afgańskich.

Kapitał wojskowy i polityczny

Operacja w Afganistanie nie jest w Polsce popularna. Ponieważ jednak zbliża się koniec obecnej misji, trzeba wyraźnie powiedzieć, jak istotna jest rola, którą Siły Zbrojne RP odegrały we wspólnym wysiłku Sojuszu. W pełni doceniając jej koszty, a przede wszystkim najwyższą ofiarę złożoną przez polskich żołnierzy, którzy tam zginęli, trzeba pamiętać o tym, jak ważnym kapitałem wojskowym i politycznym ta misja była i będzie, nawet po swoim zakończeniu. Żołnierze, którzy brali udział w tej misji, nabrali doświadczenia operacyjnego i umiejętności współdziałania z wojskami sojuszniczymi, co wzmacnia też polskie jednostki po powrocie do kraju. Był to też rzeczywisty sprawdzian sprzętu oraz poszukiwanie możliwości jego usprawnienia. To uczenie się zarówno na dobrych doświadczeniach, jak i na błędach.

Z politycznego punktu widzenia najważniejsze jest jednak to, że Polska udowodniła swą wiarygodność sojuszniczą, a przez te działania wzmocniła swoją pozycję wewnątrz Sojuszu. A to szczególnie ważne w najbliższym roku, gdy NATO będzie absorbować doświadczenia z tej wojny i planować przyszłość. Zwłaszcza że Polska – przy zmieniającej się sytuacji na wschód od granic Sojuszu – słusznie chce teraz większej koncentracji NATO na tradycyjnych rolach obronnych paktu.

Trudno dzisiaj przewidzieć, jak potoczą się wydarzenia w afgańskiej polityce w trakcie wyborów prezydenckich w 2014 i po nich. Z tym że wysoki poziom korupcji oraz głębokie podziały dają podstawy do poważnych obaw o przyszłość. Może się więc okazać, że dla utrzymania minimum bezpieczeństwa Afganistan nadal będzie potrzebował wsparcia. W następnym roku – przy założeniu, że dwustronne porozumienie (Bilateral Security Agreement; BSA) między rządami USA i Afganistanu zostanie sfinalizowane oraz że Sojusz podpisze tzw. SOFA o stacjonowaniu wojsk – NATO skupi się na operacjach treningowych, doradczych i wsparcia tzw. Resolute Support. Tu każde z państw członkowskich podejmie własną decyzję o poziomie swego zaangażowania i wsparcia.

Żeby ocenić wartość kończącej się misji NATO w Afganistanie, trzeba się więc skupić przede wszystkim na jej aspekcie sojuszniczym. Należy pamiętać, że bez względu na to, jak potoczą się losy Afganistanu po 2014, misja NATO była konkretnym zadaniem sojuszniczym, które zostało wypełnione, a polityczna przyszłość Afganistanu nie była i nie będzie – jak czasem sugerowali jej krytycy – końcowym testem dla Sojuszu na następne dekady.

Autor jest profesorem studiów międzynarodowych w Rhodes College i Senior Fellow w Center for European Policy Analysis w Waszyngtonie. Niedawno wrócił z eksperckiej wizyty NATO w Afganistanie

Afganistan wciąż jeszcze staje się państwem. W Kabulu co chwila natykamy się na wysokie na trzy metry ściany chroniące przed eksplozjami ładunków wybuchowych, na podwójne bramki bezpieczeństwa blokujące wejścia oraz posterunki policyjne, ochroniarskie i wojskowe. Żeby wejść do ministerstw czy jednostek wojsk afgańskich, trzeba pokonywać barierę za barierą rozmaitych zabezpieczeń i kontroli, a będąc już w środku budynku, wyczuwa się podwyższoną czujność strażników czy żołnierzy. Poza dużymi miastami poziom bezpieczeństwa jest nierówny i żeby móc poruszać się po kraju – zwłaszcza w prowincji Helmand – transport wojskowy z ochroną żołnierzy jest często jedyną realną opcją.

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Katedrą Notre Dame w Kreml
Opinie polityczno - społeczne
Janusz Waluś nie jest bohaterem walki z komunizmem
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: W sprawie immunitetu Kaczyńskiego rację ma Hołownia, a nie Tusk
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Demokracja w czasie wojny. Jak rumuński sąd podważa wiarygodność Zachodu