Tęsknota za cenzurą

Po publikacji „Resortowych dzieci" wielu publicystów nieprzychylnych idei otwartości archiwów komunistycznych służb specjalnych ?zarzucało IPN, że nie ograniczył autorom książki dostępu do akt ?– pisze historyk Instytutu Pamięci Narodowej.

Publikacja: 13.02.2014 02:00

Red

Za sprawą książki „Resortowe dzieci. Media" autorstwa Doroty Kani, Jerzego Targalskiego i Macieja Marosza przez media przetoczyła się fala dyskusji i krytyki dotyczącej autorów publikacji i zawartych w ich pracy treści. Książkę przeczytałem uważnie, ale nie zamierzam ani bronić, ani ganić jej autorów. Jedno jest pewne, opierając swoje ustalenia na archiwach „bezpieki", autorzy korzystali z nich zgodnie z obowiązującym prawem. Krytycy książki zdają się tego nie dostrzegać.

Dla wielu publicystów nieprzychylnych idei otwartości archiwów komunistycznych służb specjalnych publikacja „Resortowych dzieci" stała się wygodnym argumentem przemawiającym za koniecznością zmiany założeń dostępu do tych dokumentów. Posypały się zarzuty kierowane w stronę IPN o to, że nie zadziałał niejako „z urzędu" jako cenzor, ograniczając dostęp autorom książki do zgromadzonych w swoich archiwach akt.

Jako urzędujący szef archiwów tej instytucji apeluję więc o zdrowy rozsądek i poszanowanie obowiązującego prawa. Swój apel kieruję do wszystkich tych, którzy krytykując kontrowersyjną książkę, chcą zamknąć archiwa służby bezpieczeństwa.

„Prawda objawiona" ?i „fałszywki"

Archiwa IPN od samego początku budziły skrajne emocje. Jedni chcieli je „zabetonować", inni zapewnić do nich powszechny dostęp przez internet. W gorącej dyskusji nad spuścizną komunistycznej „bezpieki" brakuje jednak refleksji nad rolą i znaczeniem tych dokumentów. Dla wielu zawarte w nich treści są prawdą objawioną, której nie trzeba weryfikować w toku standardowej krytyki źródeł. Dla innych z kolei są to same „fałszywki" niemające żadnej wartości poznawczej. Tymczasem jak zwykle prawda leży gdzieś pośrodku.

Powołanie do życia ustawą z 18 grudnia 1998 r. Instytutu Pamięci Narodowej było milowym krokiem na drodze do rozliczenia Polski z ciążącego nam wszystkim bagażu komunizmu.

Odnosząc się do pomysłów zachęcających do ograniczenia dostępu do archiwów komunistycznych służb specjalnych, warto prześledzić proces, w którego konsekwencji archiwa te zostały otwarte.

Komu, co, jak?

Gromadzenie rozproszonych w archiwach UOP, WSI, policji, sądów i prokuratur oraz zakładów karnych dokumentów zdefiniowanych przez ustawę o IPN organów bezpieczeństwa państwa rozpoczęło się na przełomie lat 2000–2001 r. Proces ten trwał nieprzerwanie przez kilka kolejnych lat.

Dzisiaj w archiwach Instytutu znajduje się ponad 90 km akt, z czego ponad 80 proc. stanowią materiały wytworzone przez PRL-owskie służby specjalne. Od samego początku pojawiały się skrajne pomysły dotyczące udostępniania tych dokumentów. Komu, co i na jakich zasadach?

Przez pierwsze kilka lat dostęp do archiwów był reglamentowany. Dokumenty udostępniano w zasadzie wyłącznie osobom, które otrzymały tzw. status pokrzywdzonego – czyli ofiarom komunistycznego systemu. Poza tym do archiwów „bezpieki" dostęp mieli jedynie badacze.

Dzięki dostępowi do archiwów reżimowej policji politycznej poznajemy ofiary systemu totalitarnego, znamy również nazwiska ich oprawców

Zasadnicze zmiany nastąpiły po nowelizacji ustawy o IPN i równoczesnym wejściu w życie nowej ustawy „lustracyjnej" na początku 2007 r. Od tego momentu dostęp do archiwów IPN stał się prawem powszechnym. Zniesiono „status pokrzywdzonego", rozszerzono katalog osób mogących sięgać po akta nie tylko w celu prowadzenia badań naukowych, ale również publikacji prasowych. Każdy – podkreślam: każdy – zyskał prawo dostępu do akt dotyczących osób pełniących funkcje publiczne. Każdy może zapoznać się z aktami zakończonych prawomocnym orzeczeniem sądu postępowań lustracyjnych. Wreszcie każdy może sięgnąć po akta funkcjonariuszy i pracowników resortu bezpieczeństwa.

W 2007 r. rozpoczęto także publikację internetowych, urzędowo autoryzowanych przez IPN katalogów zawierających dane członków partyjnej „nomenklatury", funkcjonariuszy, osób publicznych oraz ofiar – osób rozpracowywanych.

W 2010 r. wolą parlamentu wprowadzono kolejne zmiany w ustawie o Instytucie ułatwiające dostęp do akt „bezpieki". IPN został zobowiązany do publikacji internetowego inwentarza zawierającego informacje o przechowywanych dokumentach. Od ponad roku kilkaset tysięcy opisów teczek są dostępne dla każdego online na stronie internetowej Instytutu, a baza jest systematycznie uzupełniana o kolejne informacje.

Regulując zasady powszechnego dostępu do akt, zadbano równocześnie o ochronę prawną osób występujących w dokumentach. Każdy pomówiony o współpracę z SB może złożyć wniosek autolustracyjny. Każdy rozpracowywany przez PRL-owskie służby bezpieczeństwa ma prawo do zastrzeżenia swoich danych osobowych na 50 lat, licząc od daty wytworzenia dokumentów, a danych wrażliwych – wieczyście. Dodatkowo, aby uniknąć zarzutu stosowania „urzędowej cenzury", to na korzystającego z akt przeniesiono pełną odpowiedzialność za sposób wykorzystania udostępnionych mu dokumentów.

To nie ministerstwo prawdy

Dzisiaj żaden poważny naukowiec nie napisze rzetelnej książki o PRL bez skorzystania z archiwów IPN. Przez ostatnie kilkanaście lat dokonał się przełom w badaniach naukowych nad strukturami „bezpieki". Dzięki dostępowi do archiwów reżimowej policji politycznej poznajemy ofiary systemu totalitarnego, znamy również nazwiska ich oprawców.

Polska jest jedynym krajem z dawnego bloku wschodniego, który posiada tak liberalne przepisy regulujące dostęp do archiwów komunistycznych służb specjalnych. W stawianym nam przez wiele lat za wzór niemieckim Urzędzie Pełnomocnika ds. akt Stasi, powszechnie znanym jako „Instytut Gaucka" dostęp do dokumentów i informacji w nich zawartych jest, niestety, reglamentowany. Wie o tym każdy, kto chciał skorzystać z akt NRD-owskiej „bezpieki". Dlatego uważam, że funkcjonujące w Polsce prawo w tym zakresie jest dowodem na dojrzałość naszej demokracji.

Jacek Żakowski w opublikowanej niedawno w tygodniku „Polityka" rozmowie z prezesem IPN dr. Łukaszem Kamińskim ironicznie nazwał go „ministrem prawdy". IPN nie był, nie jest i nie będzie instytucją wydającą certyfikaty prawomyślności. Nie po to został powołany. Mam wrażenie, że redaktor Żakowski tego nie rozumie.

Dowodem na dojrzałość demokracji jest szacunek dla wolności słowa. A wolności słowa nie wolno urzędowo ograniczać. To już przerabialiśmy. Za „komuny".

Jesienią ubiegłego roku Centrala Instytutu Pamięci Narodowej przeniosła się z ul. Towarowej 28 do budynku przy ul. Wołoskiej 7. Wołoska to nie Mysia, a IPN to nie Urząd Cenzury, który się tam mieścił w okresie PRL. Nie ten adres, nie ta epoka.

Dobro szczególnego traktowania

W czerwcu będziemy uroczyście obchodzić 25-lecie częściowo wolnych wyborów parlamentarnych. Symbolicznie, data 4 czerwca 1989 r. jest uważana za koniec epoki PRL. To smutne, że ćwierć wieku po wywalczeniu wolności na nowo rozgorzała dyskusja nad granicami wolności słowa w kontekście dostępu i publikowania dokumentów z archiwów komunistycznej „bezpieki".

Czy się to komuś podoba czy nie, archiwa „bezpieki" stały się dobrem narodowym. Dobrem podlegającym szczególnemu traktowaniu i wieczystemu przechowywaniu, takiemu samemu jak chociażby zdeponowane w Archiwum Głównym Akt Dawnych inkunabuły.

Autor jest historykiem, ?szefem  Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów IPN

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?