Zbliżająca się dziesiąta rocznica przystąpienia Polski do Unii Europejskiej skłania do refleksji nad bilansem członkostwa. Na ile wspiera ono szanse na gruntowną modernizację Polski, rozumianą jako osiągnięcie parametrów rozwoju społeczno-gospodarczego charakterystycznych dla Niemiec, Francji czy Wielkiej Brytanii, a nie wyłącznie krótkookresowych korzyści?
Wydaje się, że w polskiej debacie publicznej dominuje to drugie podejście, o czym świadczy nadmierne podkreślanie znaczenia transferów finansowych z UE kierowanych na projekty infrastrukturalne w Polsce. Rząd Donalda Tuska już przecież zadeklarował, że to te środki finansowe mają stanowić podstawowy napęd rozwojowy w najbliższych latach.
Przerzucanie odpowiedzialności
Bilans członkostwa w Unii Europejskiej może być rozpatrywany na wielu płaszczyznach, spośród których cztery wydają się najistotniejsze, a rozkład korzyści i kosztów na każdej z nich nie zawsze jest jednoznaczny.
Po pierwsze, kluczowe znaczenia ma geopolityka. Wiąże się ona z zasadniczą zmianą relacji geopolitycznych w Europie Środkowej: z przynależności do bloku państw powiązanych z Rosją (wcześniej ZSRR) na bliskie relacje z państwami zachodnimi (europejskimi i USA). W wyniku integracji status międzynarodowy Polski, jej podmiotowość i bezpieczeństwo zostały wzmocnione.
Choć jednak zmiany te oceniamy jako pozytywne, to należy postawić pytanie, czy aktywność kolejnych rządów jest w tym obszarze wystarczająca. Nie rozwijając tego tematu, przyjmujemy, że w zbyt słabym stopniu starano się oddziaływać na współpracę w ramach regionu Europy Środkowej. Innym mankamentem jest kwestia słabnącej polityki wschodniej UE, czego dowodem jest dryf Ukrainy w stronę Rosji i bezradność elit europejskich w tym zakresie. Członkostwo w Unii zdaje się skłaniać polskie władze do przerzucania odpowiedzialności geostrategicznej na instytucje europejskie bądź na największe państwa UE.