Prawo i Sprawiedliwość oraz SLD na pierwszy rzut oka dzieli niemal wszystko. Historia – SLD jest spadkobiercą PZPR, PiS – części tradycji solidarnościowej. Gdy więc prawica chce dekomunizacji i lustracji, lewica pragnie zamknięcia raz na zawsze archiwów IPN.
Europa – tu PiS jest eurosceptyczne, Sojusz zaś proeuropejski. Gdy PiS marzy o mocnym państwie narodowym, Sojusz optuje za unijną federacją.
Kwestie obyczajowe – partia Kaczyńskiego hołduje przekonaniom narodowo-katolickim, ugrupowanie Millera – co zabrzmi jak paradoks – tradycjonalistyczno-nowoczesnym. Gdy członkowie PiS są kościelni i homofobiczni, członkowie SLD pozostają kościelni i jednocześnie tolerancyjni.
Gospodarka to obszar, gdzie jest najwięcej punktów wspólnych. PiS w retoryce jest socjalne, w praktyce zaś neoliberalne. To rząd Jarosława Kaczyńskiego obniżył podatki najbogatszym. SLD w retoryce brzmi podobnie jak PiS, ale w praktyce Leszek Miller chciał nawet wprowadzać, i to jako socjaldemokrata (!), podatek liniowy.
Z przymrużeniem oka
Czy tak fundamentalne różnice między obiema partiami nie sprawiają, że mówienie dziś o koalicji Kaczyński & Miller traci sens? I czy gdyby rozdanie wyborcze w 2015 r. ułożyło się tak, że tylko taka koalicja dawałaby stabilną większość, to PiS i SLD odrzuciłyby tę pokusę?