Po stronie dialogu

Na trudnej i wyboistej drodze budowania pamięci historycznej o Zagładzie w Polsce wiele się udało - pisze publicysta.

Aktualizacja: 25.03.2014 15:30 Publikacja: 24.03.2014 21:00

Red

Z wielką uwagą i atencją przeczytałem w magazynie „Plus Minus" artykuł W cieniu szmalcownika autorstwa mojego serdecznego przyjaciela Dawida Wildsteina. Poruszone tam problemy, są niezwykle ważna dla polskiej i żydowskiej pamięci historycznej, wymagają jednak rozwagi, wyważonych ocen, a także jak najmniej kategorycznych sądów; tym bardziej oskarżeń, których autor w mojej ocenie się nie ustrzegł. Dlatego też postanowiłem wejść w (mam nadzieję) konstruktywny spór z tezami zawartymi w tekście zwłaszcza, że odnoszę wrażenie iż kwantyfikatory tam użyte są przesadzone. Na marginesie pragnę dodać, że w polskiej publicystyce i dziennikarstwie ostatnich lat przyzwyczailiśmy się już do zbyt wyostrzonych sądów i ataków, obliczonych na wywołanie burzy. Ja na pewno nie przyłożę do tego ręki. Co więcej, sądzę że historia bohaterskich Sprawiedliwych i pytania o hańbę szmalcowników, lepiej sprawdzą się w uczciwym dialogu i próbie zrozumienia problemu, do czego zawsze będę namawiał.

Podstawową tezą, którą postawił Dawid Wildstein było stwierdzenie, iż w swojej istocie dla elit tzw. mainstreamu (coraz bardziej uważam to słowo za nadużywany fetysz), szmalcownik stał się zdecydowanie „lepszy" i „ciekawszy" niż mniej „modny" Sprawiedliwy. To szmalcownik stał się w ostatnich latach centralną figurą opowieści o Shoah. To on jest teraz celem polskiej historiografii i popkultury. „I tak powoli jedna z najpiękniejszych kart naszej historii znika. Zastąpiona mieleniem na wszystkie sposoby ustaleń Jana Tomasza Grossa" – pisze autor. Zastanówmy się w takim razie czy jest to prawda i czy słusznie trzeba bić na alarm?

Historiografia a Sprawiedliwi

Historycznie rzecz biorąc Sprawiedliwi (pomijam tu historiografię PRL z jej różnymi instrumentalnymi fluktuacjami) zawsze leżeli w centrum polskiego myślenia o Zagładzie. Idealnym przykładem była wydana po raz pierwszy w roku 1967 (drugie szersze wydanie w 1969 r.) książka Władysława Bartoszewskiego i Zofii Lewinówny Ten jest z ojczyzny mojej. Polacy z pomocą Żydom 1939–1945. „Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat – widnieje na medalach Instytutu Pamięci Męczenników i Bohaterów Yad Vashem. Do dzisiaj 6394 Polaków otrzymało medale Sprawiedliwych wśród Narodów Świat w uznaniu ich zasług podczas II wojny światowej. Wielu innych nie trafiło jeszcze do tego grona pomimo pomocy, jakiej udzielali Żydom z narażeniem życia. Wszyscy oni byli bohaterami biorącymi udział w najtrudniejszej akcji humanitarnej w dziejach Polski." – taki oto opis zachęcający do kupna tej pracy zamieściło wydawnictwo Znak w trzecim najnowszym wznowieniu tejże pracy z roku 2007. Bezapelacyjnie to niezwykle ważna pozycja w polskiej historiografii na temat Sprawiedliwych. Podążmy dalej tym tropem: czy w obrębie polskiej historiografii zajmującej się Zagładą nie ma prac o Żegocie? Pozwolę sobie wymienić dwie: zbiór dokumentów opracowany przez Andrzeja Krzysztofa Kunerta (poprzedzony wywiadem Andrzeja Friszke z Władysławem Bartoszewskim) pt. „Żegota" Rada Pomocy Żydom 1942–1945 wydana przez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, druga to monografia Teresy Prekerowej z 1982 r. Konspiracyjna Rada Pomocy Żydom w Warszawie 1942-1945. Prócz dzieł monograficznych należałoby też dodać działalność społeczno-historyczną nieżyjącego już historyka Tomasza Strzembosza współzałożyciela Komitetu Upamiętniającego Polaków Ratujących Żydów. By nie narazić się na zarzut, że odwołuję się jedynie do „prehistorycznych" prac, zamiast do najnowszych przypomnę ważną książkę wydaną w 2009 r. pióra (przyznaję, że nie polskiego historyka) Gunnara S. Paulssona Utajone miasto. Żydzi po aryjskiej stronie Warszawy 1940-1945. Niemniej pragnę zauważyć, że praca ta uhonorowana została nagrodą im. Kazimierza Moczarskiego przez koncern Agora wydawcę „Gazety Wyborczej", czarnego luda tekstu Dawida Wildsteina. Natomiast rok później w 2010 w trzech tomach pod redakcją – uwaga (!) – Adama Michnika ukazała się antologia zatytułowana Przeciw antysemityzmowi 1936–2009. W pracy tej znajdziemy bardzo bogatą paletę tekstów polskich historyków, pisarzy, czy poetów bezpardonowo walczących i rozprawiających się z dżumą antysemityzmu. Antologia ta jest w swej istocie pomnikiem ze spiżu polskiej inteligencji. Ogromna ilość tekstów poświęcona jest także polskiej pomocy Żydom. Na pewno praca ta nie znajduje się „w cieniu szmalcownika". „Chciałem udowodnić – pisał Adam Michnik we wstępie do antologii – że Polacy nie wyssali antysemityzmu z mlekiem matki. Nieraz słyszałem taką opinię i zawszę mnie ona irytowała. Przecież wiedziałem, że polska kultura dostrzegała truciznę antysemityzmu i zmagała się z nią". Czy praca ta nie wypełnia postulatów zaproponowanych przez Dawida Wildsteina w swoim tekście? Myślę, że mój serdeczny kolega podpisałby się pod słowami naczelnego Wyborczej, a przynajmniej powinien. Dlaczego zatem nie uwzględnił tej pozycji?

Pomniki, ulice i rok Karskiego

Zastanówmy się teraz jak wygląda sprawa uhonorowania Sprawiedliwych? Może tu sytuacja skłaniałby do niepokojów? Czy faktycznie również w sferze symbolicznej i państwowej, jak pisze Dawid Wildstein „Polska ma Sprawiedliwych gdzieś"? Wspomniany przeze mnie Komitet Upamiętniający Polaków Ratujących Żydów kierowany obecnie przez brata Tomasza Strzembosza – Adama, wciąż istnieje i dalej intensywnie planuje swoje działania. Obecnie podstawową ideą Komitetu jest postawienie pomnika upamiętniającego Sprawiedliwych. Z tego co wiadomo miałby on stanąć na placu Grzybowskim, w pobliżu kościoła Wszystkich Świętych. Co prawda projekt wzbudzał kontrowersje niemniej wydaje się, że obecnie nic nie stoi na przeszkodzie by inicjatywa została zrealizowana.

Przypomnę też, że pomniki upamiętniające Sprawiedliwych powstały już w Łodzi (obok tzw. parku Ocalałych i Centrum Dialogu im. Marka Edelmana), w Markowej, a także w Kielcach, przy budynku dawnej synagogi przy ul. Warszawskiej 17. W okolicy Muzeum Historii Żydów Polskich stoi pomnik Jana Karskiego i tablica ku czci Żegoty (podobny zabieg poczyniono w Łodzi we wspominanym przeze mnie parku Ocalałych). W maju ubiegłego roku u zbiegu ulic Anielewicza i Zamenhofa w Warszawie, między Muzeum Historii Żydów Polskich, a pomnikiem Bohaterów Getta odsłonięto Aleję Ireny Sendlerowej. Natomiast już wkrótce ruszą prace przy budowie Muzeum Polaków ratujących Żydów na Podkarpaciu im. Rodziny Ulmów. Na rok 2015 przewidziano inaugurację placówki. Jako epilog warto też dodać, że właśnie rozpoczął się, ustanowiony przez sejm Rok Jana Karskiego – jednego z najsłynniejszych Sprawiedliwych. W 2014 r. z tej właśnie okazji odbędzie się szereg wydarzeń kulturalnych i naukowych, które będą miały na celu utrwalenie i ocalenie w pamięci zbiorowej postaci Karskiego, niekwestionowanego polskiego bohatera chcącego zatrzymać Holocaust. Do tego wianuszka klasycznych form budowy pamięci należy dodać duży projekt Muzeum Historii Żydów Polskich: „Polscy Sprawiedliwi – przywracanie pamięci". Inicjatywa ta dokumentuje historie pomocy, i na bieżąco prezentuje swoje dokonania, cały czas prowadzi też działania edukacyjne. Pisząc ten tekst pragnąłem odnotować też ważne działania w tym względzie IPN-u, w międzyczasie jednak wysłany został do „Rzeczpospolitej" list w tej sprawie pióra Aleksandry Namysło, koordynatorki projektu badawczego „Zagłada Żydów na ziemiach polskich", odsyłam więc czytelników do niego.

Polskie kino kontra Pokłosie

Dawid Wildstein zaznacza, że szmalcownicy są również bardziej atrakcyjni dla popkultury – powołując się przy tym na lansowany przez „salon" film Władysława Paksowskiego Pokłosie. I znowuż, zostawiając z boku spór o film Pasikowskiego, także jego artystyczną wymowę, zastanówmy się czy teza ta jest zgodna z rzeczywistością? W tym miejscu przypomnijmy kilka wydarzeń. W 2009 r. w publicznej polskiej telewizji pokazany został serial fabularny Sprawiedliwi w reżyserii Waldemara Krzystka. Bohaterami filmu jest młode małżeństwo, które podczas II wojny światowej ryzykuje życie, aby nieść pomoc Żydom. On jest architektem, ona pielęgniarką – członkinią „Żegoty". Historia toczy się w dwóch linearnych narracjach: wojennej i współczesnej, gdzie bohaterka udaje się do Izraela by odebrać medal „Sprawiedliwej wśród Narodów Świata". Mieliśmy też w wolnej Polsce przynajmniej kilka poważnych obrazów fabularnych poświęconych temu problemowi. Między innymi (podaję tytuły chronologicznie): Wielki tydzień Andrzeja Wajdy (1995), Daleko od okna Jana Jakuba Kolskiego (2000), Boże skrawki Jurka Bogajewicza (2001), czy nagrodzony w Cannes i Hollywood Pianista Romana Polańskiego (2002). Z kolei w ostatnim zupełnie czasie można było zobaczyć bardzo ciekawą Joannę Feliksa Falka (2010), czy wreszcie obsypane nagrodami W ciemności Agnieszki Holland (2011) ze świetną kreacją Roberta Więckiewicza. Z czystego obowiązku przypomnę tylko pokrótce fabułę W ciemności. To historia drobnego złodziejaszka ze Lwowa, Leopolda Sochy, który przełamując strach, decyduje się pomóc kilku Żydom z getta, ukrywając ich w kanałach. Początkowo pomaga im za pieniądze. Jednak to, co wydawało się okazją do łatwego zarobku „na żydkach", doprowadziło go do głębokiej więzi emocjonalnej z uciekinierami, ewoluując w heroiczną walkę o ludzkie życie. Jako żywo więc obraz Agnieszki Holland poświęcony był przede wszystkim postaci zapomnianego Sprawiedliwego. On był w centrum tego filmu.

Czy warto więc rysować opis sytuacji w dychotomii: wypierani Sprawiedliwi i zastępujący ich szmalcownicy? Czym jest dzieło Pasikowskiego (załóżmy na chwilę tezę, że to obraz skrajnie nieuczciwy i antypolski), w zderzeniu z taką ilością fabuł, gdzie występują pozytywne figury Polaków ratujących Żydów? W każdym z tych filmów pokazane było ich bohaterstwo, trudne uwarunkowania i skrajne poświęcenie. W większości obrazów, które wymieniłem to Sprawiedliwi, a nie pojawiający się szmalcownicy, są wiodącymi postaciami, tak jak Jan Malecki przedwojenny inteligent z Wielkiego tygodnia, jak młody malarz Jan i jego żona Barbara z Daleko od okna, jak wiejska rodzina z Bożych skrawków, czy wreszcie tytułowa Joanna ze świetnego filmu Falka.

Piękne credo Rotfelda

Dawid Wildstein próbując naszkicować proszmalcownicze „nowe otwarcie" w polskiej historiografii, posługuje się wobec niektórych instytucji zdecydowanie niepotrzebnymi oskarżeniami. Jak dla mnie zbyt daleko idącymi. Czytając tekst W cieniu szmalcownika miejscami mam wrażenie, że autor tropił wytworzone przez siebie retoryczne demony, by je potem bohatersko zwalczyć. Chciałbym, żeby było jasne: nie wszystko co dzieje się wokół Sprawiedliwych napawa mnie radością. Symptomatyczne były trudności jakie miała niestrudzona Magdalena Gawin próbując zrekonstruować historię swojej krewnej Jadwigi Długoborskiej, kobiety dzielnej i prawej, bez dwóch zdań zasługującej na upamiętnienie i wydobycie z zapomnienia. Być może należy poprawić funkcjonowanie, przynajmniej dobrze wyglądających na papierze inicjatyw Muzeum Historii Żydów Polskich czy IPN-u. Nie znam ich tak dobrze, by autorytatywnie stwierdzić, że wszystko tam operuje bez zarzutu.

Oczywiście, Dawid Wildstein powołując się na casus Magdaleny Gawin miał pełne prawo do rozczarowania i zwątpienia, że tak mało wokół Sprawiedliwych się dzieje, niemniej to wciąż jednostkowy przypadek i może trzeba by było przyjrzeć się innym, a potem wysuwać generalizujące opinie. Sam jako historyk poszukujący różnych materiałów źródłowych, relacji czy dokumentów nieraz zderzyłem się z biurokratyczno-urzędniczą ścianą i z brakiem pomocy od instytucji, które winny mi były pomóc. Nie wyciągałbym jednak z tego wniosku, że tak jest zawsze. Podobnie jako autor nie byłem admiratorem stanowiska Centrum Badań nad Zagładą, w sprawie postawienia (a raczej niepostawienia) pomnika upamiętniającego Sprawiedliwych na terenie dawnego getta w Warszawie. Nie uważam też by pomnik obok Muzeum Historii Żydów Polskich w jakikolwiek sposób mógłby być „tryumfem narodowego samozadowolenia". Dla mnie to niedorzeczność, niemniej nie zamierzam odbierać prawa do wyrażenia takiej a nie innej opinii środowisku Centrum. Nie odbieram też racji argumentom, które za takim stanowiskiem stały. Sam podpisuję się całym sobą pod następującymi słowami byłego szefa polskiej dyplomacji Adama Daniela Rotfelda, który napisał, że bezsprzecznie Polacy ratujący Żydów „zasługują na prosty granitowy kamień pamięci w tym miejscu [...] Za ludzki odruch ryzykowali życie własne i najbliższych. Niektórzy zapłacili za to cenę najwyższą. [...] Kto honoruje dobro – nie czyni zła. Wobec naszych Sprawiedliwych mamy wciąż jeszcze niespłacony dług pamięci.". Czy jednak odpowiedzialnym za „niespłacony dług pamięci" powinna być „nowa" polska historiografia nastawiona – jak twierdzi Dawid Wildstein, na analizowanie jedynie postaw szmalcownictwa? Czy dlatego mamy stawiać pod pręgieżem Jana Tomasza Grossa, Jan Grabowskiego, Barbarę Enkelking i wielu innych? Ich prace są potrzebne także po to, by pokazać na jaką skalę heroizmu musiał zdobyć się człowiek pomagający w czasie II wojny światowej ludziom, wyjętym przez niemieckiego okupanta spod prawa i skazanym na śmierć. Nie da się też uciec od tezy (jest ona również obecna w wynikach poszukiwań Magdaleny Gawin na temat tragicznych losów Jadwigi Długoborskiej), iż dramatyczna sytuacja ludzi pomagających Żydom miała swoją drugą odsłonę, jeśli chodzi o groźbę denuncjacji (powody były najróżniejsze) ze strony niektórych Polaków. Pamiętajmy też, że Sprawiedliwi wyczuwając „zły klimat", zwyczajnie bali się ujawniać swoją szlachetną działalność jeszcze wiele lat po zakończeniu II Wojny Światowej. Gro historycznych książek czy badań obecnie prowadzonych chciałoby dogłębnie wyjaśnić ten ponury fenomen. Czy jednak działania te można lekką ręką nazwać wyniesieniem szmalcownika i próbą postponowania Sprawiedliwych? Raczej wręcz odwrotnie, to przecież dodatkowy argument za ich heroiczną postawą.

Zawsze lepszy dialog

Abstrahując od rzetelności książki Sąsiedzi, która zawierała błędy i niedociągnięcia, tak odsądzany od czci Jan Tomasz Gross po 2000 r. spowodował w Polsce wielką, niezwykle ważną i nieustającą debatę na temat stosunków polsko-żydowskich podczas wojny. Sądzę, że nie poszła ona na marne a wiedza, jaką dzięki temu znacznie poszerzyliśmy, była i jest nie do przecenienia. Po Sąsiadach w 2002 r. ukazała się przecież ważna praca zbiorowa IPN-u Wokół Jedwabnego, a następnie w latach 2006-2008 dwa tomy zbioru Wokół pogromu kieleckiego. To dzięki m.in. tym naukowym dokonaniom (choć nie tylko), na tle innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej mamy się czym pochwalić. Polacy nie zamietli tego trudnego i bolesnego tematu pod dywan jak czynią to wciąż inni. Jeśli dopiero w 1995 r. ówczesny prezydent Francji (niepoddanej przecież komunistycznemu zniewoleniu) Jacques Chirac uznał „odpowiedzialność" państwa francuskiego za udział w deportacji Żydów z czasów rządu Vichy – to nasz kraj naprawdę nie powinien mieć kompleksów. Także dlatego porównanie Polski z krajami zza naszej wschodniej granicy: z Rosją, z krajami nadbałtyckimi czy z Ukrainą wygląda równie imponująco. Instytut Pamięci Narodowej, Centrum Badań nad Zagładą, Żydowski Instytut Historyczny, a mam nadzieję, że niebawem także Muzeum Historii Żydów Polskich będą dalej badać te zagadnienia włącznie z heroiczną postawą Sprawiedliwych. Zresztą takie książki powstają.

Dawid Wildstein trochę na zasadzie słynnej wypowiedzi Katona „a poza tym uważam, że Kartaginę trzeba zniszczyć" atakuje Gazetę Wyborczą, a także lewicę (niezrozumiale zawężając ją tylko do Krytyki Politycznej) za zły stan rzeczy, za planowe jakoby wywyższenie szmalcownika. Ja tej planowości nie dostrzegam, choć znając środowisko KP, mam pewne obawy co do instrumentalnego używania przez nich tematu antysemityzmu. W pełni natomiast zgadzam się z autorem w kwestii postulatu, że Polska winna ściślej współpracować z żydowską diasporą nad Wisłą a także z Izraelem w sprawie ciągłego przypominania o niemieckiej, a nie tylko „nazistowskiej" odpowiedzialności za II Wojnę Światową i Holocaust. To współdziałanie było i jest niezbędne wobec wzrastającego i coraz bardziej widocznego rewizjonizmu na Zachodzie. Trudno zbywać milczeniem niepokojące artykuły z Der Spiegel, gdzie stawia się tezę, że winnymi za Shoah są nie tylko Niemcy, ale także wiele innych narodów europejskich, w tym Polacy, czy też enuncjacje o tym, że w zasadzie podstawową przyczyną wybuchu II Wojny Światowej był jedynie traktat wersalski. Odpryski w popkulturze są już nader widoczne, wspomnę tylko słynny serial ZDF Nasze matki, nasi ojcowie. Pytaniem otwartym zostaje jednak czy walcząc z tymi kłamstwami należy zapominać o krytycyzmie wobec siebie – a takim wyrzutem są szmalcownicy. Nie zamierzam również zaklinać rzeczywistości i przyznam, że niestety w kręgu części środowiska lewicowego powstawały i pewnie jeszcze będą powstawać niemądre prace z którymi sam bardzo chętnie polemizuję (np. książka Elżbiety Janickiej Festung Warschau czy wtórna naukowo i bardzo zideologizowana praca Stefana Zgliczyńskiego) niemniej wciąż uważam to za margines. Czy zatem wymienione przeze mnie filmy, naukowe monografie, zbiory dokumentów i ważne projekty popularyzatorskie to mało czy dużo? Drogi Dawidzie, nawet jeśliby założyć deficyt i niedostateczność opowieści o Sprawiedliwych, należałoby chyba, wspomnieć co w tej trudnej i wyboistej drodze budowania pamięci historycznej o Zagładzie w Polsce się jednak udało... po to by trochę ten zero jedynkowy świat pokomplikować.

Autor jest historykiem i publicystą, współprowadzi projekt „Warszawa dwóch Powstań"

Pisał w Plusie Minusie

Dawid Wildstein

W cieniu szmalcownika

15-16 lutego 2014 r.

Z wielką uwagą i atencją przeczytałem w magazynie „Plus Minus" artykuł W cieniu szmalcownika autorstwa mojego serdecznego przyjaciela Dawida Wildsteina. Poruszone tam problemy, są niezwykle ważna dla polskiej i żydowskiej pamięci historycznej, wymagają jednak rozwagi, wyważonych ocen, a także jak najmniej kategorycznych sądów; tym bardziej oskarżeń, których autor w mojej ocenie się nie ustrzegł. Dlatego też postanowiłem wejść w (mam nadzieję) konstruktywny spór z tezami zawartymi w tekście zwłaszcza, że odnoszę wrażenie iż kwantyfikatory tam użyte są przesadzone. Na marginesie pragnę dodać, że w polskiej publicystyce i dziennikarstwie ostatnich lat przyzwyczailiśmy się już do zbyt wyostrzonych sądów i ataków, obliczonych na wywołanie burzy. Ja na pewno nie przyłożę do tego ręki. Co więcej, sądzę że historia bohaterskich Sprawiedliwych i pytania o hańbę szmalcowników, lepiej sprawdzą się w uczciwym dialogu i próbie zrozumienia problemu, do czego zawsze będę namawiał.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?