Jego przykład pokazał, że nie za bardzo. Podobnie jak przypadek Bartłomieja Sienkiewicza, który zanim został ministrem był jednym z najbardziej wnikliwych analityków życia politycznego. Jego diagnozy w tekstach publicystycznych prawie zawsze były celne. A, prawdę mówiąc, nie gorsze były niektóre w rozmowie z Markiem Belką. Każdy rozsądny człowiek zgodzi się przecież, że państwo polskie istnieje tylko teoretycznie. Wszyscy doświadczamy tego na co dzień. Tak się jednak składa, że minister ma obowiązek zrobić wszystko, żeby nasze państwo działało praktycznie. Bartłomiej Sienkiewicz odejdzie z polityki w niesławie, zapewne dlatego, że w ogóle nie powinien do niej wchodzić. Tak jak nie powinien tego robić Migalski, świetny publicysta i ekspert. Co ciekawe, obaj ci intelektualiści zachowywali się w swojej działalności publicznej w podobny sposób: efekciarskie bon moty (takie jak „idziemy po was" Sienkiewicza do skinów) i efektowne pozy (Migalski w sklepie z bielizną) łączyli ze zdumiewającą nieporadnością w personalnych układankach i administrowaniu. A to one są istotą polityki. By się o tym przekonać zamiast oglądać TVN 24, który pokazuje tylko bicie piany, warto zobaczyć kilka odcinków słynnego serialu „House of Cards", gdzie widzimy prawdziwe mechanizmy. Migalskiego ograli koledzy z PiS. Sienkiewicza zapewne znajomi ze służb. Wymieńmy tu jeszcze kolejnego intelektualistę: Jarosława Gowina, który po serii porażek, dziś może liczyć tylko na łaskę Jarosława Kaczyńskiego. No i Pawła Śpiewaka, swego czasu ideologa PO, dziś znów naukowca. Został jeszcze Rafał Grupiński. Ale po głosowaniu w sprawie Mariusza Kamińskiego, kiedy kolejny raz nie zapanował nad klubem parlamentarnym, trudno mu wróżyć wielką przyszłość. Cóż, każdy kto trochę zna politykę rozumie, że o sukcesie w niej wcale nie decyduje wybitny intelekt. Ale najważniejsze wydaje się jeszcze co innego. Powołaniem intelektualisty jest dociekać prawdy i mówić prawdę. Polityk, który tak postępuje jest skończony.