#nazłość

W dzisiejszych czasach, jak chce się zrobić jakąś akcję, musi być hashtag. Czyli #, płotek, symbol grupujący na Twitterze posty na ten sam temat.

Publikacja: 31.07.2014 15:44

Rafał Tomański

Rafał Tomański

Foto: Fotorzepa

Bez hashtagu nie ma nawet co zaczynać. Dziennikarze, politycy i blogerzy co chwila wymyślają jakieś kampanie z płotkami. Wtedy się dzieje, posty sypią się lawinowo, kreatywność użytkowników sięga zenitu, a ktokolwiek ośmiela się mieć inne zdanie niż większość, jest automatycznie sprowadzany do social mediowego parteru.

Przynależność

Dziś na Twitterze pełno jest postów opatrzonych hasłem „#jedzjabłka". Znane osoby i te nieznane również robią sobie zdjęcia podczas jedzenia jabłek. Nie chodzi jednak o dostarczanie organizmowi witamin, ani o rozpoczęcie sezonu na jabłka. To reakcja na rosyjski cios w polskie sadownictwo.

Po ostatnich sankcjach UE i USA nałożonych na Rosję, Putin odpowiedział własnymi ograniczeniami zakazując importu jabłek oraz większości warzyw z Polski. Następna w kolejce może być cała Unia. Zgodnie z zasadami fizyki każda akcja rodzi reakcję, a dla Polski ograniczenie dostępu do rynku tak ogromnego jak rosyjski może okazać się szkodliwe w skutkach. Na pewno kosztowne, ponieważ jesteśmy obecnie największym eksporterem jabłek na świecie, a w 2013 roku 56 proc. całego eksportu wartego 587 mld dolarów pojechało właśnie do Rosji.

Manifestacja

Ograniczenia eksportu to rzecz niemiła i potencjalnie katastrofalna w skutkach dla branży i całej polskiej gospodarki. Co jednak powiedzieć, gdy pojawia się w mediach społecznościowych akcja wklejania własnych zdjęć z jabłkami? Pod wspominanym hasłem i jeszcze ze specjalnym fanpagem na Facebooku „Jedz Jabłka Na Złość Putinowi"? Po godzinie 14 w czwartek stronę lubiło prawie 5 tys. osób, a zdjęcia z jabłkami na Twitterze wkleiło sobie wielu znanych dziennikarzy (głównie z redakcji ekonomicznych), szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego generał Koziej, sieć sklepów Polomarket oraz co najmniej dwie polskie ambasady (na Węgrzech i w Czechach).

Hashtag przyciąga niczym młodociany bunt demonstrowany w czasach podstawówki i gimnazjum. Trzeba być przeciwko, mieć takie samo zdanie jak wszyscy, tylko że odwrotne. Jak najszybciej dołączać do grup i przynależeć do ludzi, którzy też wyrażają swoje zdanie. Na złość Putinowi, niech mu to twitterowe jedzenie jabłek odciśnie się trwałym piętnem na psychice, a już co najmniej niechaj pójdzie w pięty.

Powierzchowność

Twitterowa dyplomacja uprawiana przy pomocy niekończących się akcji oznaczanych # to przejaw powierzchowności, jakże wszechobecnej w dzisiejszych czasach. W czasach internetu nie trzeba już specjalnie rzeczy zapamiętywać, bo wszystko można szybko sprawdzić w Wikipedii. Nie trzeba uczyć się języków, bo Google Translate albo inny tłumacz zrobi robotę za nas. Nie warto zadawać sobie trudu, by zastanowić się nad tym, czego się właściwie chce i w jaki sposób można dojść do celu, by nie zrobić swoją opinią krzywdy innym i nie przykryć dyskusji zalewem hejtu – przecież są blogi, notkę można opublikować nawet z komórki. Nawet na spotkaniu, bo przecież bycie mobilnym wymaga bycia... mobilnym wszędzie. Rzeczywistość istnieje, ale sposób jej odbierania staje się coraz bardziej powierzchowny. Ludzie oczywiście od tego nie wyginą, ale gdy na Twitterze pojawi się odpowiedni hashtag wieszczący taką czy inną zagładę gatunku, na pewno znajdzie się jego wielu zwolenników. Followersów, którzy także zrobią sobie selfie, które z kolei zretweetują następni. A potem czas na kolejny hashtag. Nowomowa użyta celowo w taki sposób prowadzi to posługiwania się czymś, co zaczyna przypominać bełkot, a przecież każde z tych zapożyczonych słów ma znaczenie i wynika z konkretnych trendów. Co więcej na tych trendach rosną miliardowe fortuny często bardzo młodych ludzi, którzy w Dolinie Krzemowej planują kolejne obszary rozbudowy internetu. Niestety, niezrozumienie sensu narzędzi, które ma się do dyspozycji, prowadzi do rozmycia, a nie do wzbogacenia rzeczywistości. Putin może się z tego co najwyżej śmiać. Krym zajął w realu, nie na Twitterze.

Bez hashtagu nie ma nawet co zaczynać. Dziennikarze, politycy i blogerzy co chwila wymyślają jakieś kampanie z płotkami. Wtedy się dzieje, posty sypią się lawinowo, kreatywność użytkowników sięga zenitu, a ktokolwiek ośmiela się mieć inne zdanie niż większość, jest automatycznie sprowadzany do social mediowego parteru.

Przynależność

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Daria Chibner: Zandberg jak Maryla Rodowicz polityki. Czy dojrzeje jak Mentzen?
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Młodość zdmuchnie duopol już za dwa lata
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Mentzen nie daje PiS nowej nadziei
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Bo to zły kandydat był
Materiał Promocyjny
Obiekt z apartamentami inwestycyjnymi dla tych, którzy szukają solidnych fundamentów
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Wspaniała to była kampania. Nie zapomnę jej nigdy