Na jubileusz 35-lecia Kliniki Kardiologii w warszawskim Szpitalu Grochowskim jechałem z ciekawością, ciesząc się zwłaszcza na uściśnięcie dłoni jej założyciela, pana profesora Leszka Ceremużyńskiego i na chwilę rozmowy z tym renesansowym człowiekiem, który z jakichś względów od lat darzył mnie swą prywatną życzliwą uwagą. Ale pierwsze powitalne słowa otwierającego uroczystość profesora Andrzeja Budaja zmroziły wypełnioną salę. Wszyscy wstali, zapadła martwa cisza, i w życiu nie widziałem ludzi tak zszokowanych. Przecież jeszcze wczoraj… Lecz na ekranie pojawiła się znajoma wyrazista twarz, a napis obok oficjalnie ogłosił: Leszek Ceremużyński, 1932-2009. Jak to: 2009? Ano tak…
Tylko udar, zator albo zawał zabijają nagle. Profesor – światły lekarz-kardiolog, wiedzący o sobie i dbający o siebie - nie mógł odejść nagle. A jednak to zrobił. Był Profesor gorącym polskim patriotą i głęboko wierzącym katolikiem; wychodzi na to, że Ten, któremu ufał, wcale nie uważa znanej modlitwy – „Od nagłej i niespodziewanej śmierci zachowaj mnie, Panie!” – za słuszną. Przynajmniej w odniesieniu do niektórych ludzi.
To prawda, że każdy jest wyjątkowy – ale też wszyscy jakoś tam układamy się na krzywej Gaussa, zwanej rozkładem normalnym, a popularnie krzywą dzwonową. Ludzi wybitnych można odnaleźć na niewielkich (kilka procent) skrajnych odcinkach tej krzywej. O tym, czy ktoś jest wybitnym fizykiem, mogą kompetentnie orzec raczej tylko fizycy; lekarzem – raczej tylko lekarze (i pacjenci!); ale o wybitnej osobowości człowieka jako takiego mogę kompetentnie orzec sam, bo jestem już starszym panem i miałem okazję przyglądać się z dystansu i z bliska setkom bardzo różnych ludzi.
Druga wspomnieniowa refleksja dotyczy pasjonującej książki, którą Profesor zdążył wydać niemal dosłownie w ostatniej chwili (jak dziś to wiemy), i której lekturę polecam gorąco. Książka nosi tytuł "Medycyna. Świat. Ludzie", a ja, na użytek tego wspomnienia, dałbym podtytuł: „w moim niesłychanie ciekawym i bogatym życiu”. Tej książki nie da się porządnie zrecenzować, bo to tak, jakby się próbowało słowami oddać symfoniczną muzykę albo wielki film. Jeśli nakład nie jest wyczerpany, mógłby to być świetny gwiazdkowy prezent dla ludzi myślących (lecz raczej nie dla młodej młodzieży).
Na koniec jeszcze jeden fragment tego „niesłychanie ciekawego i bogatego życia”. Kto wie, czy nie opus maximum Profesora.