Sezon wakacyjny stwarza złudzenie, że w Polsce napięcia przygasły, a strony sporu rozeszły się do domów. Jest coś na rzeczy. Ale opozycja totalna, która kiedyś już po nieudanych blokadach miesięcznic smoleńskich „poszła na piwo", teraz zbiera siły, ale w innym już kontekście. Udana uliczna mobilizacja „protestów sądowniczych" pozwala opozycji mieć nadzieję na szybkie odtworzenie wysokiego poziomu zaangażowania oponentów władzy, tym razem już w dowolnym temacie.
Opozycja działa jak stawiacz min morskich. Wrzuca się je do morza dużo wcześniej, niż mają zadziałać, pływają sobie w oczekiwaniu, aż prądy morskie zbliżą je do szlaku obranego przez PiS. Awantura o sądy była pretekstem do zwodowania dwóch takich bomb – obrony przyszłego ataku na media, z powodu obiecanych regulacji repolonizacji (przepraszam: dekoncentracji) środków masowego przekazu oraz bomby pt. jeśli PiS wygra przyszłe wybory, to znaczy, że sfałszował ich wynik, do czego potrzebny mu był dzisiejszy zamach na Sąd Najwyższy, a w rezultacie Państwową Komisję Wyborczą. Bomba pt. aborcja dryfuje zawsze w rezerwie, zaś ta zwana „reformą edukacji" jest już na kursie czołowym, gotowa też na wrzesień.
Aksamitna rewolucja?
Taktycznie totalna opozycja będzie grała na dwie partytury. Pierwsza to wmuszanie po wecie wewnętrznego konfliktu Duda–Kaczyński i zamieszania w obozie dobrej zmiany. Będzie się po prostu liczyło, że po kolejnym „anonimowym", a w rezultacie manipulowanym przecieku z Kancelarii Prezydenta Kaczyńskiemu puszczą nerwy i coś zrobi lub tylko palnie. Wtedy te pęknięcia będzie się medialnie pogłębiać, mieszając w głowach pisowskiemu ludowi, tym razem w obszarze jego twardego elektoratu. Robotę odwalają tu liberalne media. Każdy, kto ma choćby najsłabsze rozeznanie w polityce, a wróci z wakacji do Polski, będzie zaskoczony wielowątkową narracją, jak to się ten PiS dzieli. Można rozumieć myślenie życzeniowe opozycji w tym względzie, ale chodzi tu raczej o przygotowanie publiczności do wariantu drugiego.
Bo drugi, równoległy wariant totalnych to przygotowywanie swoich zwolenników do zaatakowania przyszłych rozwiązań, które ma zaproponować prezydent Duda. Wiadomo już teraz, że z tej perspektywy żadna propozycja z Pałacu nie będzie zadowalająca, bo opozycję totalną interesuje tylko totalne zwycięstwo, którego horyzont jest zdefiniowany przez p. Holland – ma być tak, jak już było.
Wzbudzanie więc nadziei na pozorny konflikt w PiS po wecie prezydenta ma podostrzyć reakcję na z góry wiadomy kierunek rozwiązań Belwederu – jak to, usłyszymy wtedy, to Duda niby się otworzył na sugestie, rady i presję, a teraz znowu wyszła jego hipokryzja i służalcza postawa Adriana w korytarzach do ucha Prezesa.