Słabe wyniki gospodarki w sierpniu można było uznać za wypadek przy pracy, ale kolejny miesiąc wyraźnego spowolnienia to bardzo niepokojący sygnał. Kluczowy wskaźnik PMI, pokazujący stan koniunktury w przemyśle, znalazł się na poziomie bliskim stagnacji i najniższym od niemal dwóch lat.
Co się więc dzieje? Najpierw zauważmy nieco filozoficznie, że drzewa nie rosną do nieba i nic nie trwa wiecznie. Gospodarką rządzą cykle: raz ona przyspiesza, raz zwalnia, a nawet wchodzi w recesję. O ile do tej pory można było korzystać z bardzo dobrej koniunktury w Europie, gdzie sprzedajemy 80 proc. eksportowanych towarów, o tyle w sytuacji jej pogorszenia Polska musi się mierzyć ze spadkiem zamówień zagranicznych odbiorców (zamówienia eksportowe spadają w najszybszym tempie od ponad czterech lat). Widać, że nasza chata nie jest wcale z kraja, o czym wielu polityków raczy zapominać. Do zagranicznych kłopotów dochodzą wewnętrzne bariery rozwojowe, jak choćby mało przyjazne dla przedsiębiorców regulacje czy brak pracowników, którego nie są w stanie załatać przybysze z Ukrainy. Firmy nie inwestują i nie rozwijają produkcji, kiedy nie mają kogo postawić przy maszynie.