Przedstawione w roboczym dokumencie badawczym World Inequality Lab (WIL) eksperymentalne obliczenia nierównomierności rozkładu dochodów ludności w 38 krajach Europy wywołały zamieszanie. Obliczenia dla Polski są w sprzeczności nie tylko ze zdrowym rozsądkiem, ale i danymi statystycznymi o rozkładzie dochodów i podatków.
Na początek warto zauważyć, że nie istnieją powszechnie stosowane międzynarodowe standardy mierzenia rozkładu dochodów, tak jak np. PKB precyzyjnie definiowanego w systemie ONZ. Pewne kwestie związane ze statystyką dochodów są harmonizowane przez Eurostat, co nie załatwia sprawy. Problem w krajowych specyfikach i praktykach klasyfikowania dochodów.
Uwaga o braku standardów międzynarodowych odnosi się zarówno do definicji dochodów osobistych, jak i mierników. W USA, porównywanych przez WIL z Europą, statystyki podają kilkanaście definicji dochodów osobistych. Tworzy to pole do manipulacji danymi i wykorzystywania tych, które są wygodne dla udowodnienia jakiejś tezy. Porównywalność międzynarodowa danych jest tu wielce wątpliwa, a przy ich interpretacji wskazana jest daleko idąca ostrożność.
Francuscy autorzy opracowania WIL zdecydowali się objąć badaniem długi okres 37 lat od 1980 do 2017 r. W przypadku Polski brak oficjalnych statystyk dla ubiegłego stulecia, a zwłaszcza lat 80., które opisywałyby PKB, dochody i podatki ludności w sposób poprawny i porównywalny z dzisiejszymi standardami.
Obraz zaciemnia zamieszanie wynikające z transformacji, hiperinflacji czy braku powszechnego systemu podatkowego Polsce. O pożądanej jakości danych o dochodach można mówić dopiero od początków XXI w. Poprzednio były prowadzone szacunki przez różne ośrodki i autorów, pojawiały się nieuniknione ogromne różnice. W pułapkę korzystania z takich danych wpadła OECD podająca, że w latach 90. w Polsce był drugi co do wysokości współczynnik koncentracji dochodów Giniego w krajach tej organizacji.