Jest nas, przedsiębiorców w Polsce, ponad 2 miliony. Dużą część tej liczby tworzą osoby samozatrudnione i mikroprzedsiębiorstwa rodzinne. Ale ok. 300 tys. to przedsiębiorstwa i przedsiębiorcy dojrzali i działający w większej skali, którzy są również pracodawcami dla 12 mln pracujących Polaków. Przedsiębiorcy to w znakomitej większości klasa średnia, ludzie lepiej niż przeciętna wykształceni i poinformowani. Świadomość silnego wpływu emocji społecznych na świat gospodarki i klimat pracy w firmach każe im interesować się wszystkim, co formuje otoczenie, w którym funkcjonują biznesowo. Ważne więc, by ich głos był brany przez rządzących pod uwagę w stopniu zauważalnym i większym niż w przypadku przeciętnego Kowalskiego.
Władza umie jednak liczyć: co z tego, że przedsiębiorców jest kilkaset tysięcy, skoro owych Kowalskich jest o rząd wielkości więcej. Kieruje więc swoją propagandę do szerokich mas, obiecując na przedwyborczych wiecach ukrócenie bezprawia i krzywd ze strony przedsiębiorców, a przedsiębiorców w tym samym czasie karmiąc opowieściami o tym, jak bardzo jest proprzedsiębiorcza. Ma to się wyrażać w licznych inicjatywach mających ułatwiać start i prowadzenie innowacyjnego biznesu, takich jak mały ZUS, ulga B+R czy Innovation Box.
Jednocześnie przedsiębiorcy są epatowani tzw. konstytucją biznesu, która w sensie praktycznym ma z konstytucją tyle wspólnego co krzesło z krzesłem elektrycznym. I to nie dlatego, że ustawa zła, lecz dlatego, że jest wyspą na morzu złego prawa. Nie pomogą zaklęcia pani minister Emilewicz i udowadnianie, że zdarzyły się przypadki skorzystania w jednym czy drugim sądzie z zapisów tej ustawy – w skali masowej jej postanowienia są martwe, jednoczesne kontrole nadal funkcjonują w dotychczasowy sposób, a szczytne i słuszne zasady pozostają na papierze.
Już nawet rzecznik małych i średnich przedsiębiorstw, były poseł PiS pan Abramowicz, zwraca w niedawnym wywiadzie w „Rzeczpospolitej" uwagę, że dociążanie firm obowiązkami biurokratycznymi ma charakter „odkręcania śruby o jeden obrót, ale przykręcania o dwa".
Przedsiębiorcy głosują inwestycjami: ostateczną miarą braku zaufania do rządzących, otoczenia prawnego i niestabilnych regulacji dotyczących biznesu jest właśnie niski poziom inwestycji prywatnych osób krajowych, które nie rosną w liczbach bezwzględnych, a ich stopa wobec rosnącego PKB maleje. Słuszne były tezy strategii odpowiedzialnego rozwoju sprzed czterech lat. Cóż z tego, skoro legły na ołtarzu działań rządzących służących głównie zachowaniu władzy.