Program rządzącej partii, z dużymi szansami na sukces wyborczy, ma kluczowe znaczenie dla firm, które planując inwestycje, chcą wiedzieć, co je czeka. W 229-stronicowym dokumencie PiS nad planami góruje jednak krytyka III RP, opis dokonań „dobrej zmiany" i deklaracje ideowe.
PiS pisze, że „przełamanie pułapki średniego rozwoju i odejście od modelu »zależnej gospodarki rynkowej« jest możliwe tylko dzięki czynnej polityce gospodarczej państwa". Rytualnie dodaje: „nie wierzymy, że kapitał nie ma narodowości". I zapewnia, że odrzuca neoliberalizm, choć nie wyjaśnia, czy chodzi mu o kluczowe dla jego kontynentalnej wersji godzenie sprawiedliwości społecznej z kapitalizmem i wolnym rynkiem.
„Wolny rynek" w programie pojawia się tylko raz: w sformułowaniu, że zdrowie nie jest towarem, który jego zasadom podlega. Jest natomiast „wolność prowadzenia działalności gospodarczej". Ta ma być gwarantowana, w granicach „racji stanu wspólnoty politycznej". Kto będzie o „racji" decydował?
PiS nie wspomina o „społecznej gospodarce rynkowej". Może dlatego, że zapisana jest w art. 20 kontestowanej przezeń Konstytucji RP, który na dodatek wskazuje kluczową rolę własności prywatnej? PiS preferuje sektor państwowy.
Przedsiębiorcy znajdą w programie PiS zapowiedź głębokiej reformy systemu podatkowego i oddzielnych ustaw o opodatkowaniu dochodów z pracy, działalności gospodarczej i kapitałowych. Przy okazji ma nastąpić „zbliżenie do siebie systemów podatkowego i ubezpieczeń społecznych". Brzmi to jak come back jednolitej daniny, która mogłaby się stać zasłoną dymną do podwyżki składek ZUS. Skądś przecież trzeba wziąć miliardy na 13. i 14. emerytury.