Witold M. Orłowski: Dymiąca góra

Góry są piękne, ale bywają i groźne. W niektórych miejscach globu straszą dymiące wulkany. W innych piętrzą się niegościnne szczyty, wabiąc ku zatraceniu alpinistów. A my, w Polsce, mamy wielką, czarną, dymiącą i z dnia na dzień wypiętrzającą się coraz bardziej ku niebu górę milionów ton niesprzedanego węgla, które zalegają na hałdach naszych kopalni.

Publikacja: 05.02.2020 21:00

Witold M. Orłowski: Dymiąca góra

Foto: Adobe Stock

Skąd się bierze ta góra? Polska gospodarka zużywa rocznie około 75 mln ton węgla kamiennego, głównie na produkcję energii elektrycznej. Jest to o 10 proc. mniej niż dekadę temu, ale cały czas bardzo dużo, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę politykę klimatyczną Unii Europejskiej, która prowadzi do coraz wyższych cen energii wytwarzanej z węgla.

Z drugiej strony nasze górnictwo wydobywa około 65 mln ton węgla. Teoretycznie więc cały polski węgiel powinien być zużyty w kraju. I tak by było, gdyby nie import, głównie z Rosji, sięgający ponad 15 mln ton. Import ten częściowo wynika z zapotrzebowania na surowiec wyższej jakości, niż produkują polskie kopalnie. Ale głównym motorem importu jest to, że importowany węgiel jest po prostu tańszy. A tańszy jest dlatego, że część naszych kopalni wydobywa go dużo drożej niż inne, generując straty i usypując górę niesprzedanego surowca, zwłaszcza wtedy, gdy łagodna zima zmniejsza zapotrzebowanie na paliwo.

Co mamy z tą górą zrobić? Pierwszą, nieco złośliwą, radą dla rządu byłaby walka z ociepleniem klimatu. Ale wiadomo, że to raczej odpada, bo nic nie denerwuje górniczych związków zawodowych bardziej niż jakakolwiek wzmianka o zmianach klimatycznych.

Inna rada, którą sam zgłosiłem ponad dekadę temu, to plan, by część górników zwolnić z obowiązku wydobywania węgla, a za to zatrudnić przy ponownym jego zakopywaniu pod ziemię. Brzmi to bardzo keynesowsko, rozwiązuje problem, ale niestety wiąże się z dość poważnymi kosztami. Rząd próbuje zresztą ten plan realizować, tworząc centralny magazyn węgla w Ostrowie Wielkopolskim, ale to kropla w morzu potrzeb.

No i wreszcie rząd znalazł łatwe i bezbolesne rozwiązanie złożonego problemu. Choć górnicy od lat domagali się zakazu importu węgla, nie da się tego zrobić (cały węgiel wjeżdżający przez polską granicę wjeżdża po prostu na teren Unii Europejskiej, a potem swobodnie sobie po niej krąży). Teraz jednak rząd wpadł na prosty pomysł: jako właściciel większości polskiej energetyki po prostu zakaże firmom kupowania innego węgla niż polski.

Czy da się to zrobić? Oczywiście tak, bo właściciel może kazać firmie zrobić wszystko, nawet kupić drożej niż na rynku. Jest oczywiście pewien kruczek prawny: jeśli akcje firmy są sprzedawane na giełdzie, inni właściciele mogą nie być zachwyceni faktem sztucznego wygenerowania straty. Ale myślę, że z tym problemem rząd sobie jakoś poradzi.

Mamy więc w końcu węglowe jajko Kolumba? Rząd zadowolony, górnicy zadowoleni, wszyscy zadowoleni? Nie do końca. Bo zużywanie przez elektrownie droższego węgla oznacza dalszy, jeszcze większy, wzrost kosztów wytwarzania i tak gwałtownie drożejącej energii. A to prędzej czy później doprowadzi do jeszcze większego wzrostu rachunków za prąd, które płaci 38 milionów Polaków. Ale to już na pewno będzie po wyborach.

Skąd się bierze ta góra? Polska gospodarka zużywa rocznie około 75 mln ton węgla kamiennego, głównie na produkcję energii elektrycznej. Jest to o 10 proc. mniej niż dekadę temu, ale cały czas bardzo dużo, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę politykę klimatyczną Unii Europejskiej, która prowadzi do coraz wyższych cen energii wytwarzanej z węgla.

Z drugiej strony nasze górnictwo wydobywa około 65 mln ton węgla. Teoretycznie więc cały polski węgiel powinien być zużyty w kraju. I tak by było, gdyby nie import, głównie z Rosji, sięgający ponad 15 mln ton. Import ten częściowo wynika z zapotrzebowania na surowiec wyższej jakości, niż produkują polskie kopalnie. Ale głównym motorem importu jest to, że importowany węgiel jest po prostu tańszy. A tańszy jest dlatego, że część naszych kopalni wydobywa go dużo drożej niż inne, generując straty i usypując górę niesprzedanego surowca, zwłaszcza wtedy, gdy łagodna zima zmniejsza zapotrzebowanie na paliwo.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację