Leon Podkaminer: Jak potępiać NBP, to konstruktywnie

W obecnie dominującej wersji makroekonomii inflacja nie ma nic wspólnego z jakimikolwiek agregatami monetarnymi.

Publikacja: 26.08.2020 21:00

Leon Podkaminer: Jak potępiać NBP, to konstruktywnie

Foto: Bloomberg

W opinii Janusza Jankowiaka działania NBP nie zasługują na aprobatę: „Jakie korzyści z polityki pieniężnej ma sektor finansowy, już wiemy. Słabsze wyniki banków i rosnące koszty usług dla klientów" (tekst „Jak już chwalić NBP, to jednak z opamiętaniem" z 23.08.2020 r., będący polemiką z artykułem prof. Elżbiety Chojny-Duch „Działania NBP w kryzysie godne pochwały" z „Rzeczpospolitej" z 20.08.2020 r. – red.).

Dalej, „akcja kredytowa zamiera". Co więcej „u nas... rekord goni rekord" (jeśli idzie o wzrost podaży pieniądza), co będzie – zdaniem autora – mieć skutki inflacyjne („inflacja jest zjawiskiem monetarnym").

Inflacja a podaż pieniądza

NBP nie jest mi bratem ani swatem. Sądzę jednak, że tyrady Janusza Jankowiaka są merytorycznie nieuzasadnione. Zacznę od kwestii domniemanego związku podaży pieniądza z inflacją. Otóż pogląd, że „inflacja jest zjawiskiem monetarnym" (tj. że inflacja w ostateczności jest pozytywnie skorelowana z tempem wzrostu podaży pieniądza), skompromitował się dość gruntownie jeszcze w zeszłym tysiącleciu.

W obecnie dominującej wersji makroekonomii inflacja nie ma nic wspólnego z jakimikolwiek agregatami monetarnymi (sama ona obywa się bez kategorii pieniężnych zresztą!). Abstrahując od „teorii" – wystarczy uważnie prześledzić trajektorie inflacji i agregatów pieniężnych dla głównych krajów OECD, by dostrzec brak pozytywnej korelacji pomiędzy tymi trajektoriami – także w dłuższych okresach czasu. Najlepszym (ale nie odosobnionym) przykładem jest gospodarka Japonii, gdzie utrzymuje się uporczywa deflacja – połączona z nieprzerwanym silnym wzrostem podaży pieniądza.

Sugestia podsuwana przez Janusza Jankowiaka, że oto wskutek krajowej polityki pieniężnej (i fiskalnej) gospodarka „znajdzie się w cieniu nawisu inflacyjnego" bierze się z „przedawnionego" rozumienia procesu inflacyjnego.

Z czego wynikają podwyżki

Ale może rzeczywiście obecne przyspieszenie inflacji ma związek z obecną polityką monetarną? Otóż niekoniecznie. Trzeba zauważyć, że obecną inflację wydajnie „ciągną w górę" wskaźniki cen usług – w szczególności z tytułu użytkowania mieszkania (w tym taryf za energię elektryczną – o ponad 11 proc.!). Ale mamy tu do czynienia ze skutkami podjętych wcześniej decyzji administracyjnych (których zresztą nie pochwalam), a nie z efektami „nadmiaru pieniądza".

Ponadprzeciętnie podrożały też towary i usługi związane z ochroną zdrowia – ze zrozumiałych względów. Z drugiej strony widzimy, że ceny produkcji sprzedanej (zwłaszcza przemysłu) „słabują", co pozwala przypuszczać, że inflacja nie będzie poważniejszym kłopotem w najbliższych kwartałach.

Jest prawdą, że sektor bankowy raportuje dość gwałtowny spadek zysków. No, ale ciągle zysków! Poczekajmy na dane dla drugiego kwartału dla poszczególnych sektorów gospodarki realnej – zwłaszcza dla segmentu małych i średnich firm. Nie zdziwiłbym się, gdyby raportowały one jeszcze głębsze obniżenie się zysków – albo wręcz straty! Pytanie, dlaczego w obecnych warunkach sektorowi bankowemu miałoby się powodzić dużo lepiej niż branżom gospodarki „realnej"?

Niskie stopy a kredyt bankowy

Zupełnie nie pojmuję obwiniania polityki niskich (realnie ujemnych) stop procentowych NBP o ujemny wpływ na podaż kredytu bankowego – a jednocześnie o to, że winduje ona koszty kredytu dla gospodarki. Czyżby Janusz Jankowiak sądził, że przy wyższych (realnie dodatnich) stopach NBP koszty kredytu dla gospodarki spadłyby – a jednocześnie, że banki chętniej by owe tańsze kredyty oferowały potrzebującym? Toż to jakiś absurd do kwadratu.

Podobnie jak idea, że niska dynamika kredytu wynika z niskiej jego podaży. Problemem jest co innego: niski popyt na kredyt. Niski popyt wynika nie tylko z jego wciąż wysokiego kosztu (ten zaś bierze się z przezornej ostrożności banków). Także – a może przede wszystkim – wynika z faktu, że nawet (a zwłaszcza) solidni kredytobiorcy muszą się liczyć z ewentualnością trwania kryzysu jeszcze przez czas nieokreślony.

W takich warunkach jest słuszne podtrzymywanie sektora realnego przy życiu mniej lub bardziej bezpośrednimi zastrzykami gotówki – nawet „kosztem" wzrostu długu publicznego i podaży pieniądza.

Autor jest emerytowanym pracownikiem Wiedeńskiego Instytutu Międzynarodowych Porównań Gospodarczych. W latach 2005–2009 był członkiem zespołu doradców ds. polityki pieniężnej Parlamentu Europejskiego

Opinie Ekonomiczne
Polscy emeryci wracają do pracy
Opinie Ekonomiczne
Żeby się chciało pracować, tak jak się nie chce
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Jak przekuć polskie innowacje na pieniądze
Opinie Ekonomiczne
Dlaczego warto pomagać innym, czyli czego zabrakło w exposé ministra Sikorskiego
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie Ekonomiczne
Leszek Pacholski: Interesy ludzi nauki nie uwzględniają potrzeb polskiej gospodarki
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne