Przedstawiciele polskiego przemysłu od lat narzekają, że energia elektryczna w Polsce jest droższa niż u naszych sąsiadów. Pandemia koronawirusa niespodziewanie obniżyła hurtowe ceny prądu. Czy to pomoże w poprawieniu konkurencyjności naszych firm?
Musimy zacząć od tego, że od 2018 r., kiedy administracyjnie zamrożono ceny prądu w kraju, mechanizmy rynkowe na polskim rynku energii przestały w pełni funkcjonować. Najpierw mieliśmy odgórną ingerencję w rynkowy mechanizm ustalania cen energii, a teraz obserwujemy presję polityczną, by firmy energetyczne nie obciążały nadmiernie jej kosztami odbiorców – przede wszystkim indywidualnych, ale też biznesowych. Faktem jest natomiast, że ceny energii na giełdzie w wyniku pandemii spadły. Pod koniec 2018 r. stawki sięgały 294 zł za megawatogodzinę (MWh) w kontraktach na przyszły rok, a w tej chwili jest to około 230 zł. Wydaje się więc, że cena się zracjonalizowała.
Na akceptowalnym poziomie?
Jeszcze dwa–trzy lata temu płaciliśmy za prąd znacznie poniżej 200 zł za 1 MWh, ale trzeba sobie jasno powiedzieć, że z uwagi na strukturę produkcji elektrycznej w Polsce, opartej głównie na węglu, przy rosnących cenach uprawnień do emisji CO2 – te czasy już nie wrócą. Obecnie wydaje się, że złapaliśmy równowagę między interesem energetyki a możliwościami przemysłu.
Co będzie dalej?