b) brak jasnego stwierdzenia, że dla polityki monetarnej polityka fiskalna jest ograniczeniem zewnętrznym, które trzeba brać pod uwagę przy ocenie bilansu ryzyk, a nie wskazywać palcem na kolegów z rządu, bo to nic nie daje,
c) brak refleksji nad systematycznym utrzymywaniem się inflacji w Polsce na najwyższym poziomie w UE.
Co z tego wynika
Przekaz płynący do uczestników rynku od prezesa NBP sprowadza się do stwierdzenia, że bank uchyla się od odpowiedzialności za bieżący wzrost inflacji, i do zapewnienia, że po ustaniu wstrząsów podażowych inflacja opadnie w stronę celu. Stąd nie ma potrzeby zaostrzania polityki monetarnej, na co zdecydowanie za wcześnie. Jest to więc apel odwołujący się do zaufania i wiarygodności banku centralnego, który doskonale wie, co robi.
Charakterystyczne jest tu podkreślenie znaczenia lipcowej projekcji inflacyjnej dla oceny bilansu ryzyk dla przyszłej inflacji i wzrostu gospodarczego. Ludzie choć odrobinę zorientowani w temacie wiedzą, że immanentną cechą modelu makro NBP jest dążenie do celu inflacyjnego w horyzoncie prognozy. Równocześnie w sposób nie całkiem moim zdaniem zamierzony w komunikacji banku pojawia się coraz mniej pewności, a więcej wątpliwości. Nie ma już zapewnień o długim okresie bez zmiany stóp. Następuje silne przesunięcie akcentów w polityce monetarnej na zależność od bieżących danych.
Bankowi brakuje pewności, którą do niedawna epatował uczestników rynku prezes. Ale w to miejsce nie pojawiło się mocne odwołanie się do pryncypiów i podstawowych zadań NBP. Przy poważnym deficycie wiarygodności, na jaki cierpi nasz bank centralny, to problem. Dla podmiotów gospodarczych oznacza większą niepewność otoczenia makro, dla podmiotów finansowych – większą zmienność na rynku aktywów (kurs walutowy, obligacje, akcje).