Pośrednicy, którzy jeszcze niedawno zachęcali do inwestowania w agresywne fundusze akcyjne oraz towarzystwa funduszy inwestycyjnych (TFI), które reklamowały się wysokimi historycznymi zyskami, powinni wyciągnąć wnioski z obecnych spadków na giełdzie.
W ciągu ostatnich czterech lat na warszawskiej giełdzie panowała hossa. Od wiosny 2003 roku główny wskaźnik WIG wzrósł o około 400 procent. Wprawdzie dane historyczne świadczą o tym, że w długim okresie warto inwestować na rynku kapitałowym (stopy zwrotu są wyższe niż w przypadku na przykład obligacji skarbowych), ale okresy znacznych zwyżek zawsze przeplatają się ze spadkami cen akcji.
Inwestorzy mogą się czuć wprowadzeni w błąd, bo ani TFI, ani sprzedawcy jednostek uczestnictwa nie wspominali przecież o możliwości strat
Jeśli za punkt wyjścia przyjęlibyśmy szczyt koniunktury z lipca 2007 roku i dokonalibyśmy porównania z poziomem kursów na GPW na zamknięciu sesji 16 stycznia 2008 roku, to okazałoby się, że WIG spadł o 31,6 procent, WIG20 o 25 procent, WIG40 o 44,6 procent, a sWIG80 o 40,5 procent. To oznacza, że osoby, które w połowie ubiegłego roku powierzyły pieniądze funduszom małych i średnich spółek, straciły „na papierze” prawie połowę swojego kapitału. Oczywiście trzeba pamiętać, że perspektywy polskiej gospodarki są dobre i w długim okresie spadki nie powinny być dotkliwe.
Dla przeciętnego klienta usług finansowych reklama jest jednym z podstawowych źródeł wiedzy o produkcie.