Po świetnym roku 2007, kiedy PKB przyrósł o 6,5 procent, w pierwszych trzech miesiącach tego roku oczekiwano wyraźnej korekty wzrostu, w skrajnej wersji - nawet do 2-3 procent PKB. Tymczasem ostatnie dane zaprzeczają scenariuszowi spowolnienia. Wyniki sprzedaży detalicznej (+23,8 proc.), produkcji przemysłowej (+14,9 proc.), eksportu (+15,1 proc.), płac (+12,8 proc.) czy zatrudnienia (+5,9 proc.) świadczą o utrzymywaniu się znakomitej koniunktury. Polska gospodarka pozostaje silna i w pierwszym kwartale bardzo pewnie kroczy po 6-proc. ścieżce wzrostu.
Skąd zatem tak wyraźna pomyłka w prognozach? Widać nasza wiedza o procesach następujących w gospodarce jest niepełna, a dostępne dane nie dostarczają precyzyjnego obrazu o bieżącym stanie koniunktury. Warto jednak przypomnieć, na czym opierano przewidywania przyhamowania wzrostu.
Po pierwsze gospodarka napotyka barierę podażową, której głównym symptomem są wyczerpujące się zasoby rynku pracy.
Po drugie kumulują się negatywne impulsy zewnętrzne o charakterze makroekonomicznym (w USA stagnacja lub recesja, w Unii Europejskiej silne spowolnienie) oraz finansowym (kryzys kredytowy, zawirowania na giełdach).
Po trzecie odbicie inflacji wymusza na NBP zaostrzanie polityki pieniężnej, co może niekorzystnie się odbić na dynamice inwestycji (kanałem stóp procentowych) oraz eksportu (kanałem kursu).