Przyznajmy: zielona energia to nie jest najważniejszy problem polskiej gospodarki, nie jest to również najbardziej drażliwa kwestia w UE. Ale właśnie na takich przypadkach najlepiej zgłębiać zasady sztuki dyplomacji. Pierwsza z nich to umieć przedstawić rozsądną alternatywę. W tym przypadku przekonać, że Polska chce promować energię odnawialną, ale nie tymi metodami, które proponuje Bruksela. Druga to umiejętność pozyskania znaczących sojuszników poprzez pokazanie korzyści płynących dla nich z naszych propozycji. Trzeba też umieć zachować dyskrecję. Do opinii publicznej propozycja rządu dotarła dopiero wtedy, gdy była już formalnie sygnowana przez Wielką Brytanię i Niemcy, z obiecanym poparciem Francji i Hiszpanii, a nawet samej Komisji Europejskiej, która wcześniej promowała niekorzystne dla Polski przepisy.
Warto wreszcie uczyć się załatwiać interesy bez konieczności płacenia wysokiej ceny, czyli dokonywania ustępstw w innych ważnych dla nas sprawach. Wyższy poziom umiejętności to wpływanie na propozycje Komisji Europejskiej, zanim jeszcze ujrzą one światło dzienne. Ale do tego potrzebujemy ludzi zatrudnionych w tej instytucji na ważnych stanowiskach. Minie jeszcze trochę czasu, zanim uzupełnimy tę lukę.