W przypadku pierwszego zarzutu trudno polemizować z oczekiwaniami inwestorów, ponieważ zawsze mają rację. Wszyscy bowiem budowaliśmy oczekiwania na podstawie imponujących wyników inwestycyjnych funduszy w latach 2003 – 2007, które wzbudzały zainteresowanie coraz szerszej rzeszy osób. Paradoksalnie, największa fala zaufania inwestorów pojawiła się w okresie 2006 – 2007, kiedy do TFI miesięcznie trafiało 2 mld złotych, a wyceny spółek na GPW były relatywnie wysokie. Ostatecznie więc jeśli inwestorzy od połowy 2007 roku tracili, to nieważne, czy wcześniej dużo zarobili, czy wkroczyli na rynek TFI u szczytu hossy. Każdy z nich jest niezadowolony, ponieważ nie zostały spełnione jego oczekiwania.
Tłumacząc drugą kategorię zarzutów do TFI, należy podkreślić, że sami zarządzający TFI kupując lub sprzedając akcje na GPW, nie bardzo wyrażają swoje przekonanie inwestycyjne, a są wręcz „zakładnikami” nastroju klientów. W końcu 2006 i w pierwszej połowie 2007 r. wielu zarządzających mówiło, że akcje są drogie. Cóż z tego, skoro chwilę po tej wypowiedzi stadnie kupowali papiery, a akceptacja wskaźnika cena/zysk spółek na poziomie 25 stała się coraz bardziej powszechna. Zarządzający kupowali niemal na oślep, ponieważ wspomniany okres 2006 – 2007 był okresem rekordowych napływów pieniędzy do funduszy inwestycyjnych i panowało przekonanie, że kto kupi później, ten zapłaci drożej.
W okresie ostatnich sześciu miesięcy mamy sytuację odwrotną. Sfrustrowani klienci wypłacają pieniądze, a zarządzający TFI muszą sprzedawać akcje. W konsekwencji coraz częściej dobre spółki wyceniane są poniżej poziomu 10 w przypadku wskaźnika C/Z, a przecież gospodarka ma się bardzo dobrze i część spółek płaci sowitą dywidendę.
Obserwując rynek jako praktyk i teoretyk, jestem przekonany, że na giełdzie jest tanio. Jestem sfrustrowany faktem, że widzę wiele interesujących okazji inwestycyjnych, które mógłbym wykorzystać dla moich klientów. Nie mogę jednak tego zrobić, ponieważ pracuję w TFI i jak cała branża jestem „zakładnikiem” moich klientów. Będę kupował, kiedy klienci dadzą mi sygnał, i ubolewam, że dadzą go wówczas, kiedy będzie znacznie drożej.