W ostatnich tygodniach coraz częściej słyszymy opinie, że „po kryzysie świat nie będzie już taki sam". Chociaż z uwagi na tragiczny wymiar ludzki, trudno obecny kryzys porównywać do wydarzeń z 2008 roku, to warto przypomnieć, że wtedy tak samo wieszczono nowy świat po kryzysie. Wstrząśnięci gospodarczym krachem wszyscy oczekiwali na swoistą „odnowę moralną" globalnej ekonomii, wzrost kapitału społecznego, odpowiedzialne podejście do zadłużania się. Czas pokazał, na ile te oczekiwania były słuszne. Jaki więc będzie świat po pandemii? Odpowiedź jest prosta: taki, jakim go uczynimy. Wszystko zależy od tego, czy właściwie wykorzystamy trudne doświadczenia i czy będziemy w stanie wyciągnąć odpowiednie wnioski z błędów. Dlatego też, siłą rzeczy skupiając się na ratowaniu „tu i teraz", warto już teraz, kiedy mamy jeszcze silną motywację do zmiany, zastanowić się, co zrobić, aby ten przyszły świat był bezpieczniejszy dla nas i dla gospodarki.
Obecny kryzys bezlitośnie obnażył błędy polityki gospodarczej krajów Unii Europejskiej. Była ona prowadzona lekkomyślnie, w szczególności w zakresie tolerowania zbyt wysokiego poziomu ryzyka utraty ciągłości działania. Mamy teraz ujawniające się bardzo brutalnie efekty wszystkiego, co przeciekało nam przez palce w okresie kilku ostatnich dekad. Potrzebujemy leków – tak będą zaraz - jak tylko znów zaczną pracować wytwórcy substancji czynnych i o ile nie uznają, że potrzebują całej swojej produkcji dla siebie. Potrzebujemy natychmiast sprzętu medycznego – oczywiście już jesteśmy wpisani w kalendarz - na drugą połowę roku, bo aktualny wytwórca sprzętu całych mocy produkcyjnych potrzebuje dla siebie. Co ważne, nie chodzi tu tylko o strategiczne w dobie pandemii dobra związane z ochroną zdrowia. Miesiąc czy dwa temu, zanim jeszcze w nagłówkach gazet zaczął dominować temat rozprzestrzeniania się wirusa w Europie, przyszedł pierwszy szok związany z uświadomieniem sobie, jak bardzo jesteśmy zależni od dostaw z zewnątrz - by cokolwiek wyprodukować samemu.
Wielu zaczęło zadawać sobie pytanie, czy wciąż mamy na miejscu pełny dostęp do najnowszych technologii i do najbardziej zaawansowanych procesów produkcyjnych? Żyjemy w samozadowoleniu i przekonaniu o własnej, europejskiej wyższości, a tymczasem po wyroby z najwyższej półki technologicznej musimy się często ustawać w kolejce do kogoś spoza Europy. To, co nam wydaje się dopiero nadchodzącą nowinką, jest gdzie indziej normą. Wystarczy spytać speców od aut (zwłaszcza tych elektrycznych), elektroniki użytkowej, superkomputerów, sztucznej inteligencji, OZE, magazynowania energii i wielu innych dziedzin. Ustawiamy się w kolejce i czekamy. Co zrobimy, jeśli pozaeuropejski producent zaawansowanych wyrobów za kilka lat zdecyduje, że z jakiegoś powodu nam ich nie sprzeda, – bo pieniądze to nie wszystko, a my jego zdaniem nie powinniśmy mieć tych wyrobów do dyspozycji ? Wypadałoby zastanowić się, z czego to się wszystko wzięło. To mieszanka nadmiernej pogoni klienta za „tanim", poświęcenia przez firmy i administrację bezpieczeństwa w zamian za wzrost rentowności oraz niezbyt mądrego podejścia do zajmowania się istotnymi problemami cywilizacji. Chcąc dokonać skoku w zakresie praw człowieka, stosunków pracy, szeroko rozumianej dbałości o środowisko, stosuje się rozwiązania, które nie polegają na faktycznej poprawie, ale wypchnięciu problemu gdzie indziej. Produkcję przenosi się tam, gdzie spojrzenie na te kwestie jest zupełnie inne niż to, które głosi Europa. W podobne miejsca wysyła się też śmieci – zaliczając je od razu do kategorii odpady przetworzone.
Skoro przyjdzie nam wydać mnóstwo pieniędzy na ratowanie naszego świata i przebudowę go po koronawirusie, zróbmy to tak, by jednocześnie naprawić jak najwięcej z błędów.Kupmy dwa w cenie jednego. By to zrobić skutecznie, na nowo należy przemyśleć tezy o konieczności reindustrializacji Europy. Wprowadzanej jednak innymi metodami niż ostatnio próbowano.
Ostatnie bolesne doświadczenia utwierdzają w przekonaniu, że uczestnicząc w globalnej gospodarce nie można zapominać o zabezpieczeniu dostępu do dóbr strategicznych takich jak leki, sprzęt medyczny i sprzęt ochronny. Potrzebne są przepisy dotyczące obowiązku wytwarzania leków dostarczanych na europejski rynek na terenie UE. Nie można dopuścić do sytuacji, że jedna z największych światowych gospodarek nie jest samowystarczalna w obszarze produkcji leków i wytwarzania substancji czynnych. Wypada przypomnieć, że takie regulacje obowiązują na bardzo wielu rynkach i do nich bez trudu dopasowują się czołowi producenci leków.Wystarczy w przepisach określić jak powinien rosnąć udział substancji czynnych w produkowanych w UE w lekach kierowanych na rynek UE oraz udział w lekach kierowanych na rynek UE tych produkowanych na miejscu. To stworzyłoby zupełnie inne perspektywy dla odnowienia i rozszerzenia produkcji substancji czynnych i leków w UE. Złamałoby też niebezpieczny model dostaw.