Logiczne wydaje się, aby w tych okolicznościach przyciąć maksymalnie wydatki i zaplanować reformy. Tymczasem nasz rząd zamierza wydawać więcej, tłumacząc to z góry zaplanowanymi zadaniami, i szczodrze obdarowuje jedną grupę zawodową podwyżkami ponad dwukrotnie przekraczającymi zaplanowany wzrost płac dla innych pracowników budżetówki.
O reformach zaś milczy. Ambitnie za to – na razie na papierze – zakłada wzrost wpływów podatkowych o blisko 10 proc. Skąd te dochody, skoro z wyliczeń analityków wynika, że przy wzroście PKB na poziomie 4,8 proc. i inflacji na poziomie 2,9 proc. ich dynamika nie przekroczy 7,7 proc.? Rząd wierzy być może, że po zmianach w VAT gwałtownie poprawi się ściągalność tego podatku. To chyba jednak tylko pobożne życzenia. Ekonomiści wietrzą tu raczej ukrytą podwyżkę podatków pośrednich.
Rząd Tuska zamierza też przyspieszyć prywatyzację i zakłada wysokie wypłaty z zysków przedsiębiorstw. To jednak,w obliczu wolniej od płac rosnącej wydajności naszych firm, wydaje się jeszcze bardziej wątpliwe.
Skomentuj na blog.rp.pl