Około roku 1969 wchodząca w skład NASA agencja badawcza ARPA postanowiła połączyć trzy posiadane przez siebie komputery używane – dotąd oddzielnie – do modelowania lotów kosmicznych. W październiku 1969 r. sieć ARPANET wreszcie ruszyła: wysłano wiadomość z drugiego węzła do pierwszego. W wyniku tego węzeł pierwszy zawiesił się. Była to pierwsza awaria w historii Internetu. Przez następnych 40 lat Internet nie tylko poprawił swoją stabilność. Nie mam ostatnich danych, ale na koniec lipca węzłów internetowych było już 570 937 778. To dosyć szybki rozwój.
Ale Internet nie zawsze był taki jak dziś. Pierwsza przeglądarka z 1990 r. wyświetlała tylko jedną linijkę tekstu! Trzy lata później dopiero pojawiła się „prawdziwa” przeglądarka – z wiadomymi, niewiarygodnymi skutkami dla wszystkich. Wiele wskazuje na to, że stoimy przed kolejną odsłoną tego spektaklu. Odsłoną, która nazywa się Web 2.0. Wbrew pozorom nie chodzi o nową wersję oprogramowania do surfowania po sieci, ale o fundamentalną zmianę relacji między właścicielem serwisu internetowego a jego użytkownikami.
Jak każde nowe zjawisko nie bardzo poddaje się dokładnym definicjom. Z grubsza Web 2.0 oznacza, że tworzenie treści serwisu jest głównie w rękach użytkowników, treści są multimedialne, a użytkownicy tworzą rozbudowaną sieć kontaktów społecznych. Pomaga im w tym całe mnóstwo narzędzi o niepokojących nazwach: web serwisy, serwisy społecznościowe, blogi, wiki, podcasty, RSSy, platformy peer-to-peer i mesh-upy.
Czy to kolejna nowinka, czy coś poważnego? Myślę, że nie należy tego lekceważyć: samych członków serwisów społecznościowych jest już 530 mln. Widać to na każdym kroku. Biznes też to dostrzega. Jeszcze do niedawna firmy wykorzystywały Web 2.0 głównie do otwierania sobie dróg do nowych rynków. Teraz coraz bardziej koncentrują się na kontaktach z klientami – i nie tylko. Według badań McKinseya już co czwarta firma wciąga w ten sposób klientów i partnerów do współtworzenia produktów, tworzy siatkę współpracujących z nią ekspertów i udostępnia wewnętrzne zasoby informacyjne.
Wygląda na to, że to ostatni moment, by nie zostać w tyle, bo Web 2.0 rozrasta się wykładniczo. Mój branżowy serwis społecznościowy właśnie powiadomił mnie, że moich 102 znajomych może w każdej chwili przedstawić mnie dalszym 25 tys., a ci z kolei – kolejnym 2 mln. A to tylko trzy kroki ode mnie.