Światowy kryzys, wciąż jeszcze nazywany optymistycznie tylko finansowym, w rzeczywistości jest znacznie poważniejszy. Biliony dolarów i euro wpompowane w system bankowy być może przywrócą zaufanie do tych instytucji, ale raczej nie zdołają uratować globalnej gospodarki przed widmem recesji. Opublikowane dziś prognozy przyszłorocznego wzrostu europejskiej gospodarki nie napawają optymizmem – 0,5 proc. oznacza de facto zatrzymanie rozwoju. Zapowiedź spadku PKB w Niemczech jest wręcz groźna dla Polski, bowiem ten kraj jest głównym odbiorcą naszych produktów. W tym kontekście uparte utrzymywanie przez Ministerstwo Finansów prognozy wzrostu naszego PKB w przyszłym roku na poziomie 4,8 proc. jest – delikatnie rzecz biorąc – niepoważne.

Trzeba jednak pamiętać, że nawet trzy-,czteroprocentowy wzrost będzie oznaczał, że pod względem poziomu życia nie przestaniemy gonić bogatej Europy. To ważne, bowiem spadek tempa odrabiania kilkudziesięcioletnich zaległości byłby bolesny dla wszystkich.

A giełdy? Niestety w kontekście prognoz gospodarczych wiara w szybki powrót hossy jest oparta na wątłych podstawach.

[link=http://blog.rp.pl/romanski/2008/10/14/zycie-na-gieldowej-hustawce/]skomentuj na blogu[/link]