Oto udało się wyciągnąć z Brukseli ponad 300 mln euro dla lokalnych grup rybackich, chociaż pierwotne plany zakładały kwotę osiem razy mniejszą.
Myślą państwo, że taka grupa to jakaś kooperatywa, która pozwoli rybakom obniżyć koszty lub wspólnie negocjować z odbiorcami? Nic z tych rzeczy. Zadaniem grup będzie tworzenie lokalnych strategii rozwoju i rozdawanie, zgodnie z nimi, owych 300 mln euro. Przy czym pieniądze te nie mają iść na modernizację rybołówstwa, ale na cele bardziej ogólne: rozwój lokalnych społeczności. W skład grup będą wchodzić przedstawiciele samorządów, organizacji pozarządowych i przedsiębiorców. A o tym, co zostanie uznane za grupę, a co nie zdecyduje Ministerstwo Rolnictwa i samorządy.
Tak się składa, że w pomorskich sejmikach wojewódzkich dominuje PO. Ministerstwo Rolnictwa to z kolei domena PSL. Tworzenie lokalnych grup rybackich pozwoli więc zacieśnić i rozwinąć koalicyjną współpracę.
Duże pieniądze, nieprecyzyjne cele, polityczne umocowanie – to idealna pożywka dla szwindli. Oczywiście, to pieniądze Brukseli i niech Komisja Europejska martwi się, czy wydano je dobrze, czy bez sensu. Nie wiem tylko, czy zwiększając kwotę do dyspozycji grup rybackich, Unia wzięła pod uwagę wpływ tych funduszy na stosunki ustrojowe. Komu przypadnie prawo decydowania o 300 mln euro, będzie przecież królem Wybrzeża.