Nie dostają gęsiej skórki na myśl o opiekuńczych dłoniach państwa? Przecież ono znacznie gorzej realizuje obowiązki właścicielskie niż kapitał prywatny. Już nie tylko banki, ale np. jedna z ikon amerykańskiej motoryzacji, Chrysler, dopuszcza możliwość przejęcia części akcji przez państwo w zamian za pomoc, która go uratuje. Zaiste, ciekawych czasów dożyliśmy.

Sytuacja wygląda dziś tak, jakby globalna gospodarka, a przynajmniej jej istotna część, przestraszyła się konsekwencji tego, na czym się opiera: daleko idących swobód, przekraczania granic, krążących pieniędzy.

Wczorajsza deklaracja niemieckiego rządu, że pomoże Oplowi pod warunkiem, że ani euro nie opuści granic kraju, a już tym bardziej nie zasili pustego portfela spółki-matki, czyli GM, jest dobitnym tego przykładem. A zapewne będzie ich więcej, gdy kolejne firmy i kolejne branże będą wyciągały rękę z prośbą o pomoc.

Jakaż to piękna pożywka dla wszystkich przeciwników prywatyzacji. Po cóż na siłę sprzedawać firmy, zwłaszcza zagranicznemu kapitałowi, skoro – gdy trwoga – wszystko może się odwrócić? Wypada mieć nadzieję, że ostatecznie współczesne państwa okażą się jednak ostoją kapitalistycznego myślenia, może w bardziej konserwatywnym wydaniu. I jeśli państwa obejmą udziały w prywatnych koncernach (co wydaje się jedyną sensowną formą wsparcia), gdy nadejdzie czas, sprzedadzą je prywatnemu kapitałowi ze stosowną premią za odwagę. Bo biznes ma wiele twarzy.