Banki a doktryna Powella

Warunki określające konieczność użycia przez USA sił zbrojnych w rozwiązywaniu konfliktów dają się zastosować przy ratowaniu systemu bankowego – pisze Mark Hallerberg z berlińskiej Hertie School of Governance i Emory University w Atlancie

Publikacja: 12.12.2008 02:32

Banki a doktryna Powella

Foto: Rzeczpospolita

Red

Kiedy Colin Powell był przewodniczącym Połączonego Kolegium Szefów Sztabów, opracował teorię znaną od tej pory jako “Doktryna Powella”. Uściślała ona warunki, które określają konieczność użycia sił wojskowych przez prezydenta Stanów Zjednoczonych. Pierwszym z nich było wyczerpanie wszelkich innych możliwości działania. Drugim – użycie sił militarnych tylko wtedy, gdy przewaga będzie miażdżąca i doprowadzi do jasno określonego celu. Ostatni zakładał istnienie zrozumiałej strategii wycofania sił. Wojsko amerykańskie winno wiedzieć, kiedy misję uznać można za zakończoną, a oddziały nie powinny pozostawać poza granicami jako okupant dłużej, niż jest to konieczne. Mimo iż opracowana dla celów wojskowych, doktryna ta daje się przełożyć na warunki obecnego kryzysu finansowego.

[wyimek]W sytuacji, kiedy kryzys ma charakter systemowego załamania zaufania, państwo musi interweniować. Jednak decydujący dla sukcesu operacji jest sposób, w jaki to zrobi[/wyimek][srodtytul]Kiedy państwo musi interweniować[/srodtytul]

W normalnych warunkach sektor bankowy powinien być częścią sektora prywatnego. Decyzje związane z nabywaniem i obrotem kapitału są wyjątkowo złożone, dlatego najważniejsze jest, by mające podejmować je osoby mogły czerpać korzyści z prawidłowego użytkowania tego kapitału. Jest to też optymalne dla społeczeństwa – sprawne zarządzanie kapitałem obniża koszty pożyczania i stymuluje rozwój gospodarczy. Alternatywą jest rząd, którego decyzje motywowane są krótkoterminowymi interesami politycznymi. Łatwo można sobie wyobrazić na przykład rozprężenie kredytowe przed wyborami lub też udzielanie pożyczek poniżej wartości rynkowych faworyzowanym grupom.

Czasy nie są jednak normalne. Ze względu na systemowy charakter kryzysu trudno jest oddzielić złe lub źle zarządzane banki od dobrych. Dodatkowo problemy dużych instytucji mogą potencjalnie wywołać panikę, która ukarze wszystkich, a nie tylko zasługujących na bankructwo za złe decyzje podejmowane w przeszłości. Z tego powodu banki i inwestorzy w równym stopniu odmawiają dzielenia się kapitałem. W takiej sytuacji, kiedy kryzys ma charakter systemowego załamania zaufania, państwo musi interweniować.

[srodtytul]Liczy się metoda[/srodtytul]

Sposób, w jaki państwo interweniuje, jest decydujący. Ekonomiści i twórcy polityki są coraz bardziej zgodni, że właściwym rozwiązaniem jest dokapitalizowanie. Jednak kiedy państwo decyduje się na dokapitalizowanie banków, stoją przed nim dwa zagrożenia. Przede wszystkim winno się wystrzegać połowicznych rozwiązań.

Sumy pieniędzy mogą w tym przypadku być ogromne, a ogólnospołeczna niechęć do wspomagania bankierów publicznymi środkami wysoka. W takiej sytuacji rząd może chcieć zaoferować bankom zbyt małą pomoc kapitałową. Z drugiej strony – może nie mieć pewności, czy ingerować w sposób, w jaki banki dysponować będą kapitałem, z powodów wymienionych wcześniej. Wtedy jednak nie ma gwarancji, że banki wykorzystają uzyskany od państwa kapitał, aby na nowo uruchomić kredyty.

Przykłady ze Stanów Zjednoczonych i Niemiec ilustrują te problemy. Oba kraje podjęły się dokapitalizowania banków lub instytucji działających na podobnych bankom zasadach (jak firmy ubezpieczeniowe). W Stanach widać coraz wyraźniej, że pomoc udzielona grupie ubezpieczeniowej AIG nie była wystarczająca. Zdołano już wydać prawie całość zainwestowanego przez rząd kapitału. Z kolei jeśli chodzi o ociąganie się w odbudowywaniu zaufania, coraz wyraźniej widać, że prywatne amerykańskie banki, które otrzymały wsparcie ze środków publicznych, niewiele z tych pieniędzy przeznaczą na ponowne uruchomienie kredytów.

Według doniesień prasowych nawet połowę uzyskanych kwot mogą przeznaczyć na wypłatę dywidend prywatnym inwestorom. Pojawia się także wiele informacji o wysokich premiach i wycieczkach na polowania w sielskich, angielskich plenerach dla kadry zarządzającej amerykańskich banków. Widać wyraźnie, że władze były zbyt pobłażliwe w nakładaniu restrykcji dotyczących sposobów, w jaki można wykorzystać publiczne środki.

[wyimek]Doktryna Powella w odniesieniu do banków sugerowałaby użycie miażdżącej siły dla uzyskania konkretnego rezultatu, jakim jest ponowne uruchomienie kredytów[/wyimek]

W Niemczech państwo zaoferowało prywatnym bankom kapitał, ale pod określonymi warunkami, wśród których znalazły się ograniczenia płac dla zarządzających bankami. Ograniczeniami tymi zainteresowała się prasa, natomiast prywatne banki, na razie, dość nerwowo podchodzą do przyjmowania publicznych pieniędzy w obawie, że byłby to zły sygnał dla rynku, mówiący o potencjalnych kłopotach.

Początkowo tylko publicznoprawne banki krajowe [Landesbanken] zgłaszały się do państwa po pomoc, chociaż ostatnio banki prywatne, jak chociażby Commerzbank, także wykonały ruchy zmierzające do przyjęcia publicznych środków.

[srodtytul]Bez misji w polu[/srodtytul]

Przykłady te pokazują, co może dziać się w przypadku połowicznego programu ratunkowego; powracając do analogii militarnej, część żołnierzy wysyłana jest na pole bitwy bez wyraźnie nakreślonej misji. Doktryna Powella dla banków sugerowałaby raczej użycie miażdżącej siły do uzyskania konkretnego rezultatu, jakim jest ponowne uruchomienie kredytów.

W szczególności sens miałyby szczodre zastrzyki gotówki, w zamian za które państwo przejęłoby kontrolę nad bankami, które nie mogą dalej udzielać kredytów. W praktyce oznaczałoby to przejęcie kontroli nad konkretnymi zarządami, a nie pełną nacjonalizację; można nawet wyobrazić sobie ciągłość prywatnego obrotu akcjami, w którym prywatni inwestorzy mają udział mniejszościowy, a akcjonariusze ponoszą początkowe koszty strat w zamian za zastrzyk gotówki od państwa. Kiedy państwo kontroluje bank, powinien on przywrócić udzielanie kredytów na poziomie krajowym.

Jednocześnie konieczne jest jasne określenie przez państwo reguł, według których wycofywać się on będzie z rynku. Długoterminowe publicznoprawne de facto posiadanie sektora bankowego nie byłoby korzystne. Ze strony państwa należy się spodziewać gwarancji, że ponownie sprywatyzuje ono sektor bankowy, w momencie kiedy będzie on ponownie stabilny, a zaufanie zostanie odbudowane. Ponadto winno ono podać, jakie konkretnie kroki podejmie i w jakich okolicznościach. Tak dokładny opis powinien uspokoić sytuację na rynkach. Jednocześnie stworzy on wyraźną regułę na przyszłość.

Na początu lat 90. Szwecja stawiała czoło podobnemu kryzysowi. Ważną lekcję stanowi tu nie tylko sama metoda, jakiej kraj ten użył dla ratowania sektora bankowego, czyli dokapitalizowanie, ale także sposób, w jaki zostało ono przeprowadzone. Państwo udzieliło gwarancji wszystkich depozytów w Szwecji. Aby uzyskać dostęp do publicznych środków na dokapitalizowanie, banki musiały spłacić zadłużenie. Oznaczało to bezpośrednie raportowanie strat bez możliwości zastosowania księgowych sztuczek pozwalających opóźnić sądny dzień.

W zamian za udzielony zastrzyk kapitału państwo zyskiwało większość udziałów, jednocześnie formując oddzielną agendę powołaną do zarządzania bankami w trudnej sytuacji. Gdy kryzys minął, państwo odsprzedało swoje udziały w odratowanych bankach. Wycofując się z biznesu bankowego (nadal posiadając część akcji, ale już bez pakietów kontrolnych), państwo wypracowało zysk.

[srodtytul]Brytyjska lekcja[/srodtytul]

Brytyjczycy na razie zdają się pilnie odrabiać lekcje. Po spartaczeniu nacjonalizacji Northern Rock Wielka Brytania sprawnie zadziałała tej jesieni, nacjonalizując część instytucji, a innym oferując kapitał. Chociaż początkowo rynek nie był łaskawy dla banków, które pomoc przyjęły, takich jak Lloyds i HBOS, a wynagrodził te, które tej pomocy nie przyjęły, jak Barclays i HSBC, to jednak można stwierdzić, że rządowy pakiet był zorganizowany prawidłowo. W przeciwieństwie do amerykańskich odpowiedników banki, które przyjęły pomoc, nie mogą wypłacać dywidend, dopóki nie spłacą zobowiązań wobec rządu.

Obostrzenie to – wraz z innymi nałożonymi ogólnie na sektor bankowy – okazało się wystarczającą motywacją dla banków do uporządkowania swojej rachunkowości, przywrócenia kredytowania i spłacania zobowiązań wobec rządu. Stworzono tu także jasne możliwości budowania strategii wyjścia z częściowego upaństwowienia dla banków. Kredytowanie nadal jest na niskim poziomie, ale stopniowo powraca.

Kiedy Colin Powell był przewodniczącym Połączonego Kolegium Szefów Sztabów, opracował teorię znaną od tej pory jako “Doktryna Powella”. Uściślała ona warunki, które określają konieczność użycia sił wojskowych przez prezydenta Stanów Zjednoczonych. Pierwszym z nich było wyczerpanie wszelkich innych możliwości działania. Drugim – użycie sił militarnych tylko wtedy, gdy przewaga będzie miażdżąca i doprowadzi do jasno określonego celu. Ostatni zakładał istnienie zrozumiałej strategii wycofania sił. Wojsko amerykańskie winno wiedzieć, kiedy misję uznać można za zakończoną, a oddziały nie powinny pozostawać poza granicami jako okupant dłużej, niż jest to konieczne. Mimo iż opracowana dla celów wojskowych, doktryna ta daje się przełożyć na warunki obecnego kryzysu finansowego.

Pozostało 90% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację