Etyczny wymiar inwestycji

Przeraża mnie sytuacja, gdy osoba, którą stać na nowoczesny, ratujący życie lek produkowany przez zachodnią firmę, i tak nie może go kupić, bo nie został dopuszczony do użytku w Polsce – mówi „First Class” Tuygan Göker, szef koncernu farmaceutycznego Roche m.in. na region Europy Środkowej i Wschodniej.

Publikacja: 20.12.2008 17:39

Etyczny wymiar inwestycji

Foto: Rzeczpospolita

[b]Farmaceutyka rozwija się w takim tempie i jest biznesem tak dochodowym, że wydaje się najlepszą inwestycją. Czy warto inwestować w akcje koncernów farmaceutycznych?[/b]

Byłbym tutaj ostrożny. Giełda rządzi się swoimi prawami, zwłaszcza w dobie kryzysu. Na pewno akcje firm farmaceutycznych są inwestycją stabilną, ale nie spodziewałbym się po nich majątków, jakie można zarobić na sprzedaży akcji firm komputerowych czy energetycznych. Inwestowanie w akcje koncernów farmaceutycznych ma na pewno wymiar etyczny – wspierając te firmy, wspieramy rozwój nauki i prace nad lekami ratującymi życie.

[b]Z badań firmy Roche wynika, że większość polskich pacjentów, którzy cierpią na raka i przewlekłe choroby reumatologiczne, nie otrzymuje właściwego leczenia. Co to znaczy?[/b]

Z naszych danych wynika, że pacjenci w Polsce są pozbawieni dostępu do nowoczesnych, udoskonalonych leków, które mogą przedłużyć im życie i znacznie poprawić jego jakość. Bez końca czekają na terapię, którą szpitale oferują w ograniczonej liczbie z braku funduszy. Często, zanim przyjdzie ich kolej, ci ludzie po prostu umierają. A przecież ich choroba nie jest czymś, na co współczesna medycyna i farmakologia nie miałyby lekarstwa. Wszystko wynika z niedoskonałego systemu zdrowotnego, który wymaga gruntownej reformy.

[b]Co zmieniłby Pan w polskim systemie w pierwszej kolejności?[/b]

Te zmiany wymagają czasu i na pewno nastąpią, choćby ze względu na to, że Polska jest członkiem Unii Europejskiej i musi dostosować się do panujących w niej standardów leczenia. Ale zanim to nastąpi, trzeba zrobić wszystko, by pomóc chorym. Jeżeli istnieje możliwość przedłużenia życia pacjenta z nowotworem lub wyeliminowania bólu, to powinno się zrobić wszystko, by temu pacjentowi pomóc. Bez względu na koszty.

[b]Polska służba zdrowia boryka się z ciągłymi kłopotami finansowymi. Na pewno Pana argument spotkałby się z zarzutem, że nie ma skąd wziąć pieniędzy na lepsze, a więc i dużo droższe leczenie.[/b]

Z naszych informacji wynika, że nie brak pieniędzy, ale złe zarządzanie sprawia, że polski pacjent z rakiem żyje nawet o trzy lata krócej niż obywatel któregokolwiek innego kraju Unii, który także cierpi na nowotwór. Zauważyliśmy, że wciąż są refundowane przestarzałe, mniej skuteczne kuracje, podczas gdy nowe w ogóle nie znalazły się w wykazie leków dopuszczonych do terapii. Wystarczyłoby wyeliminować z listy medykamentów refundowanych te, których już praktycznie się nie używa lub które mają niską skuteczność, i wprowadzić najnowsze osiągnięcia farmakologii, naprawdę ratujące życie. Nie to jest jednak najstraszniejsze. Przeraziło nas co innego – pacjent w Polsce nie jest nawet informowany, że istnieje leczenie, które mogłoby wydłużyć mu życie albo zmniejszyć jego cierpienie. Skoro leków nie ma w wykazie dopuszczonych do leczenia, traktuje się je tak, jakby ich w ogóle nie było. A przecież człowiek ma prawo wiedzieć, że istnieje lek, który może uratować mu życie. Wśród chorych zdarza się przecież wielu takich, których stać nawet na najdroższe leczenie.

[b]Chory o zasobniejszym portfelu mógłby więc kupić sobie lek niedostępny dla innych pacjentów?[/b]

Tylko w teorii. To kolejne, co nas przeraża. Okazuje się bowiem, że nawet jeśli kogoś stać na drogi lek produkowany przez zachodnią firmę, to i tak nie może go kupić, bo polskiemu lekarzowi nie wolno go zastosować w kuracji jako leku niedopuszczonego do użytku. Oczywiście pacjent może domagać się od szpitala sprowadzenia lepszego leku czy terapii eksperymentalnej, jednak większość polskich pacjentów zwyczajnie nie wie o tym, że istnieje specyfik lepszy od tego, który oferują mu w szpitalu.

[b]Co w takiej sytuacji, może zrobić polski pacjent? Jak ma sobie pomóc?[/b]

Powinien starać się jak najwięcej dowiedzieć na temat swojej choroby, szukać informacji w Internecie, pytać. I domagać się od lekarza zastosowania kuracji, która jest najlepsza. W końcu tutaj chodzi o życie. Zresztą coraz częściej pacjenci wiedzą bardzo dużo na temat sposobów leczenia czy samej choroby i potrafią zaskoczyć samego lekarza.

[b]Firma Roche wiele inwestuje w edukowanie lekarzy. Na czym ono polega?[/b]

Chcemy docierać do jak największej liczby lekarzy z nowinkami diagnostycznymi. Informować praktykujących onkologów, patologów, urologów i innych specjalistów o tym, co udało nam się udoskonalić. Pokazywać im nowe, doskonalsze metody diagnozowania, ale też dzielić się opiniami. Polski system opieki zdrowotnej jest wadliwy i ogranicza rozwój lecznictwa. Ale polscy lekarze i naukowcy należą do najzdolniejszych w Europie. Mówię to z pełnym przekonaniem nie tylko jako szef firmy farmaceutycznej, ale także jako farmaceuta z doświadczeniem badawczym. Wasi naukowcy biją innych na głowę, mimo że nie dysponują nawet małym ułamkiem funduszy, jakie na badania przeznacza się w innych krajach. Uważam, że wielu, zarówno pacjentom, jak i naukowcom, pomógłby rozwój lecznictwa prywatnego. Tym, do czego powinni dążyć polscy pacjenci, jest wykupienie prywatnego ubezpieczenia zdrowotnego.

[b]Prywatyzacja lecznictwa ma w Polsce licznych przeciwników. Wiele osób twierdzi, że nie może sobie pozwolić na prywatną służbę zdrowia.[/b]

Takie myślenie jest błędne. Po pierwsze, na wszystkim można oszczędzać, ale nie na własnym zdrowiu. Kiedy ono szwankuje, i tak wydaje się na leczenie ogromne pieniądze i inwestuje wszystkie oszczędności. Po drugie, jeśli ta część społeczeństwa, którą stać na prywatne ubezpieczenie, zapłaciłaby za nie, poprawiłaby się jakość leczenia i znalazłyby się pieniądze na najnowsze, lepsze kuracje, a także na leczenie tych, którzy nie mogą sobie pozwolić na ubezpieczenie prywatne. Taki system działa w wielu krajach Unii Europejskiej czy w USA i świetnie się sprawdza.

[b]Na świecie coraz więcej rodzajów raka traktuje się jak chorobę przewlekłą. W Polsce nowotwór nadal jest odbierany jako wyrok śmierci. Tymczasem postęp nauk medycznych jest ogromny. Czy niedługo można będzie mówić o całkowitej wyleczalności raka?[/b]

Na razie nie można powiedzieć, że wynaleziono lek na raka. Jednak nasi naukowcy opracowali lek Avastin, który jest przełomem w leczeniu raka – powstrzymuje bowiem wzrost naczyń krwionośnych oplatających i odżywiających nowotwór. Guz rosnący w organizmie czerpie składniki odżywcze z krwi, która jest dostarczana do chorej tkanki przez naczynia krwionośne. Te naczynia oplatają guz i wrastają w niego, traktując jak zdrową tkankę organizmu. Przez 20 lat naukowcy na całym świecie głowili się, jak powstrzymać rozrost tych komórek. I okazało się, że odpowiada za to jedna molekuła! Avastin blokuje ją, powstrzymując odżywianie guza.Roche opracowuje coraz bardziej wyspecjalizowane leki na różne odmiany raka. Między innymi lek hamujący receptor HER2, odpowiedzialny za najbardziej złośliwą odmianę raka piersi.

Odkrycie, że receptor HER2 można blokować, i opracowanie odpowiedniego leku pozwoliło na znaczne przedłużenie życia pacjentek dotkniętych tym rodzajem raka piersi. Wiemy, że jest ich około 20%. I chociaż nie znaleźliśmy jeszcze leku na ten rodzaj nowotworu, na który choruje pozostałe 80% pań, wiemy już, czego szukać i co możemy z naszych poszukiwań wyeliminować.

[b]Leki coraz bardziej się specjalizują. Czy w przyszłości będziemy opracowywać leki dla konkretnego pacjenta?[/b]

Myślę, że nie dojdzie do aż takiej indywidualizacji, bo organizmy są podobne. Będziemy tworzyć leki nie dla konkretnej jednostki, ale dla coraz mniejszych podgrup. Już teraz mamy lek dla 20% kobiet dotkniętych jedną z odmian raka piersi. Robiąc badania, zauważamy też, że określone choroby przybierają inną intensywność w różnych grupach ludzi. Duże znaczenie ma tu kraj, w którym żyją, klimat, warunki życia, rasa, wzrost, wiek, płeć. Te czynniki można mnożyć.

[b]Koncerny farmaceutyczne są odbierane nie zawsze pozytywnie. Niektórym kojarzą się z firmami zarabiającymi na windowaniu cen leków, bez których wiele osób nie może funkcjonować. Tymczasem Roche angażuje się w akcje społeczne, szkoli lekarzy, doradza w sprawie reform systemu refundowania leków.[/b]

Misją naszej firmy jest inwestycja w naukę i opracowywanie leków ratujących ludzkie życie. Szkoląc lekarzy, ucząc ich metod diagnozowania, jednocześnie sami mamy szansę pracy z pacjentami, dowiadujemy się, jakich rozwiązań szukać podczas opracowywania coraz doskonalszych leków. Kampanie społeczne są natomiast bardzo potrzebne, bo ludzie powinni wiedzieć jak najwięcej na temat swojej choroby i metod jej leczenia, wiedzieć, jak rozpoznawać ją we wczesnym stadium i co robić, by zabezpieczyć się przed jej rozwojem. Wreszcie – jeżeli istnieje terapia skuteczniejsza niż ta, którą oferuje się im w szpitalu, powinni ją poznać i domagać się od lekarzy sprowadzenia skuteczniejszego leku. Chcemy, by pacjent był bardziej świadomy.

[b]Jednak nawet ci najbardziej świadomi zagrożeń, znający symptomy chorób, zapominają o badaniach profilaktycznych. Większość ludzi jest przekonana, że zagrożenie wirusem żółtaczki, HIV czy rakiem dotyczy wszystkich, ale nie ich. I zapominają o badaniach profilaktycznych. Jak temu zaradzić?[/b]

Widzę tu dużą rolę pracodawców. Bywa, że ludzie się nie badają, usprawiedliwiając się przed samym sobą, że są zbyt zapracowani. Dlatego uważam, że każda firma powinna zainwestować w małą przychodnię w zakładzie pracy, w której stale dyżurowałby lekarz pierwszego kontaktu. Taki, do którego można przyjść z przeziębieniem, ale też z niepokojącym bólem pleców. Często okazuje się przecież, że ból pleców to objaw choroby nerek, której nie można zlekceważyć. Taki zakładowy lekarz dyżurny kierowałby pracowników do specjalisty. Korzystaliby na tym wszyscy – pracownik, który ma lekarza na miejscu, i pracodawca, bo odpowiednio wcześnie zdiagnozował chorobę swojego pracownika i zapobiegł jej rozwojowi. Kolejną ważną rolę pracodawców widzę w wykupywaniu dla swoich podwładnych i ich rodzin prywatnego ubezpieczenia zdrowotnego. Taka inwestycja naprawdę się zwraca i jest w interesie wszystkich – zarówno pracownika, jak i pracodawcy.

[ramka]Tuygan Göker

ur. w 1952 r., szef koncernu farmaceutycznego Roche na regiony Europy Środkowej i Wschodniej, Azji Centralnej, Środkowego Wschodu, Afryki i subkontynentu indyjskiego (CEMAI). Urodzony w Turcji, absolwent farmacji na uniwersytecie w Ankarze. Karierę zaczynał w departamencie farmacji tureckiego ministerstwa zdrowia. W 1978 r. zatrudnił się w Roche Istanbul jako Junior Project Manager. W latach 1996–98 był dyrektorem generalnym oddziału Roche w Indonezji, od 1998 r. – dyrektorem generalnym Roche na Europę Wschodnią. Od grudnia 2007 r. jest szefem regionu CEMAI.[/ramka]

[i]Z Tuyganem Göker rozmawiała Karolina Kowalska[/i]

[b]Farmaceutyka rozwija się w takim tempie i jest biznesem tak dochodowym, że wydaje się najlepszą inwestycją. Czy warto inwestować w akcje koncernów farmaceutycznych?[/b]

Byłbym tutaj ostrożny. Giełda rządzi się swoimi prawami, zwłaszcza w dobie kryzysu. Na pewno akcje firm farmaceutycznych są inwestycją stabilną, ale nie spodziewałbym się po nich majątków, jakie można zarobić na sprzedaży akcji firm komputerowych czy energetycznych. Inwestowanie w akcje koncernów farmaceutycznych ma na pewno wymiar etyczny – wspierając te firmy, wspieramy rozwój nauki i prace nad lekami ratującymi życie.

Pozostało 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką