Po pierwsze, unijny plan Marshalla to ogromne środki na inwestycje. Tylko w 2009 roku w dotacyjnym worku wartym 6 mld zł są pieniądze na inwestycje, szkolenia czy badania. Po drugie, szalejący w gospodarce kryzys utrudnił dostęp do rynkowego pieniądza. Bezzwrotna dotacja to szansa na rozwój mimo niesprzyjających warunków. Unijne wsparcie może stać się kołem zamachowym rozwoju firmy. Przedsiębiorcy muszą jednak pamiętać o kilku „ale".

Pomoc nie jest wypłacana z góry, ale jako refundacja kosztów. Choć widać już pierwsze jaskółki zwiastujące zastąpienie refundacji zaliczkami na inwestycje, przedsiębiorcy wciąż muszą zdobyć środki na sfinansowanie swoich projektów. Dotacja to nie tylko pomoc, ale i zobowiązanie. Bruksela, dając pieniądze, wymaga rozliczenia każdego euro. I jeszcze ostatnie „ale". To, czy unijne pieniądze pomogą firmom, zależy nie tylko od ich aktywności. Ogromne znaczenie ma postawa urzędników – czy ocenią projekty i wypłacą gotówkę na czas. Niestety, różnie z tym bywa – szczególnie w regionach, gdzie oceny konkursowych wniosków przedłużają się tygodniami.

Inwestycje często czekać nie mogą, ale skoro dają, trzeba przynajmniej spróbować wziąć.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/blog/2008/12/29/urszula-mironczuk-skoro-daja-pieniadze-trzeba-je-brac-byle-madrze/]Skomentuj[/link][/ramka]