Zaufanie sztucznie kreowane

Media, które bezkrytycznie lansują osobników w rodzaju Madoffa czy Stanforda, ponoszą część odpowiedzialności za zaufanie, jakim klienci obdarzyli owych hochsztaplerów – pisze ekonomista, historyk i polityk PiS

Publikacja: 29.06.2009 01:28

Wojciech Roszkowski

Wojciech Roszkowski

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Red

Na początku 2009 r. Allen Stanford został „człowiekiem roku” eleganckiego pisma dla najwyższych sfer finansowych „World Finance”. W konkursie tym pokonał między innymi właściciela linii lotniczej „Virgin” Richarda Bransona i indyjskiego magnata stalowego Lakshmi Mittala.

Przypomniano błyskotliwą karierę finansową Stanforda, a jego zdjęcie na okładce pisma opatrzono notką „Jeden na miliard. Stanford: oryginalny filantropokapitalista”. Opisano jego drogę do miliardów dolarów, szlachectwo uzyskane na wyspie Antigua z powodu ulokowanych tam ogromnych funduszy, a także jego hojny sponsoring turniejów krykietowych.

Pismo podało też kryteria swego wyboru: stosowane przez kandydatów strategie racjonalizacji, innowacyjne struktury finansowe, wspieranie sportu dla dobra rozwoju społecznego, przywództwo i udowodnione sukcesy, pozytywne opinie mediów, odpowiedni poziom przejrzystości i dobre zarządzanie. Pytany o źródła swego sukcesu, Stanford wymienił ciężką pracę, jasną wizję i wartość usług dla klientów.

[srodtytul]Fałszywy wizerunek[/srodtytul]

Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że już wówczas nad Stanfordem gromadziły się chmury. W lutym 2009 roku postawiono pierwsze zarzuty wobec firmy inwestycyjnej Stanforda, a 18 czerwca 2009 r. Stanford został zatrzymany w domu swej narzeczonej w Wirginii pod zarzutem wyłudzenia od klientów 8 miliardów dolarów na podstawie mechanizmu podobnego do piramidy Bernarda Madoffa.

Historia Stanforda byłaby tragikomiczna, gdyby nie chodziło o pieniądze powierzone mu przez tysiące klientów, których oszukał. Pismo „World Finance” będzie się musiało jakoś wywikłać ze swego wyboru. Pytanie jednak, czy pojawi się w nim jakaś głębsza refleksja na temat kreowania fałszywego wizerunku finansistów jako dźwigni ich sukcesu. Przecież to dobra opinia przyciąga lokaty.

Jedną z przyczyn obecnego załamania na rynkach finansowych jest utrata zaufania do banków i ich kierownictw, zaufania kreowanego uprzednio sztucznie, w oderwaniu od realnej wiedzy o sposobach dochodzenia finansowych cudotwórców do ich bajecznych dochodów.

[srodtytul]Realne podstawy sukcesu[/srodtytul]

Wiarygodność firmy winno się budować przez wskazywanie realnych podstaw jej sukcesu. Wiarygodność tę podobno sprawdzają firmy audytowe, a jednak była ona w ostatnich latach kreowana zupełnie sztucznie przez środki masowego przekazu. Media, które bezkrytycznie lansują osobników w rodzaju Madoffa czy Stanforda, ponoszą część odpowiedzialności za zaufanie, jakim klienci obdarzyli owych hochsztaplerów. Przecież w chwili, gdy piramida Madoffa już leżała w gruzach, „World Finance” nadal radośnie zachwalał „filozofię Stanforda”, polegającą na „maksymalizacji zysku przy minimalizacji ryzyka”. Łatwość, z jaką aferzyści w rodzaju Madoffa czy Stanforda nabrali miliony ludzi, rodzi niewesołe refleksje. Upadek ich piramid finansowych zrujnował wielu ludzi, przyczynił się do rozprzestrzenienia zjawisk kryzysowych, a co gorsza podkopuje przekonanie o skuteczności kapitalistycznej „niewidzialnej ręki rynku”. Okazuje się, że bez skutecznych narzędzi ochrony prawnej klientów, sprawnego wymiaru sprawiedliwości oraz uczciwych mediów ręka owa może wydobyć z kieszeni szarego człowieka wiele miliardów dolarów.

[i]Autor jest ekonomistą i historykiem, wykładowcą m.in. warszawskiej SGH. W kończącej się kadencji był europosłem PiS. Ostatnio wymienia się go jako kandydata na członka Rady Polityki Pieniężnej[/i]

Na początku 2009 r. Allen Stanford został „człowiekiem roku” eleganckiego pisma dla najwyższych sfer finansowych „World Finance”. W konkursie tym pokonał między innymi właściciela linii lotniczej „Virgin” Richarda Bransona i indyjskiego magnata stalowego Lakshmi Mittala.

Przypomniano błyskotliwą karierę finansową Stanforda, a jego zdjęcie na okładce pisma opatrzono notką „Jeden na miliard. Stanford: oryginalny filantropokapitalista”. Opisano jego drogę do miliardów dolarów, szlachectwo uzyskane na wyspie Antigua z powodu ulokowanych tam ogromnych funduszy, a także jego hojny sponsoring turniejów krykietowych.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Dlaczego znika hejt na elektryki
Opinie Ekonomiczne
Agata Rozszczypała: O ile więcej od kobiet zarabiają mężczyźni
Opinie Ekonomiczne
Iwona Trusewicz: Rodeo po rosyjsku, czyli jak ujeździć Amerykę
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Nie tylko meble. Polska gospodarka wpada w pułapkę
Opinie Ekonomiczne
Marta Postuła: Czy warto deregulować?
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem