Zwykle taka informacja oznacza osłabienie polskiej waluty – dziś tak się jednak nie stało. Trudno się dziwić. Zarówno krajowi, jak i zagraniczni ekonomiści już dawno przestali wierzyć w słowa premiera wypowiedziane we wrześniu ubiegłego roku w Krynicy. Zdaniem wielu z nich nierealne były już w chwili wypowiadania.
Analizując działania rządu w sprawie euro, zdumiewał także fakt, że mapa drogowa w sprawie euro była dopasowywana do daty wyznaczonej przez premiera.
Normalnie to data powinna być dostosowana do wyników gospodarczej analizy. W sierpniu rząd ma przyjąć aktualizację swojego planu w sprawie zmiany waluty. Nie będzie w nim już 2012 r. Oczywiście rząd może próbować się usprawiedliwiać i tłumaczyć przesunięcie w czasie światowym kryzysem gospodarczym. Ale w momencie wystąpienia premiera oznaki dekoniunktury były już wyraźne. Ba, tą wypowiedzią Donald Tusk miał zaskoczyć nawet swoich ekonomicznych doradców.
Dlatego kolejny raz, zwłaszcza w tak kluczowej sprawie jak zmiana waluty, przedstawiciele rządu nie powinni rzucać słów na wiatr. Dziś szczególnie ważna jest strategia uwzględniająca różne gospodarcze scenariusze, analizę korzyści i zagrożeń. Przecież nikt dziś nie wie, czy i jak szybko Polska wróci na ścieżkę szybkiego wzrostu. Wiadomo z kolei, że przez najbliższe kilka lat nie będziemy spełniali kryteriów wymaganych dla przyjęcia wspólnej europejskiej waluty.
Choć decyzja o zmianie waluty jest decyzją podejmowaną przez polityków, to w tej sprawie górą powinni być ekonomiści. Lepiej gdyby rząd nie podawał konkretnej daty, niż kolejny raz narażał na szwank wiarygodność Polski.