Jakiś wystarczająco dobry powód wśród deklaracji i zapewnień składanych dotychczas przez premiera zapewne by się znalazł, by Norweski Komitet Noblowski docenił jego starania i dał nagrodę „na zachętę", by dalej się starał. Niestety, jego szanse – nawet przy tak dalece obniżonych kryteriach, jakimi popisał się rzeczony komitet, przyznając właśnie pokojowego Nobla prezydentowi USA Barackowi Obamie – zostały raczej pogrzebane przy okazji otwartego wstąpienia przez Donalda Tuska na wojenną ścieżkę, wypowiedzenia politycznej wojny PiS i przegrupowaniu swoich armii na sejmowym froncie. Chociaż, kto wie? Wśród uzasadnień, wymienionych przez Komitet, było „stworzenie nowego klimatu w dyplomacji". A przecież pod to da się wiele podciągnąć, także wydarzenia, które dzieją się teraz w Polsce.

Kontrowersyjna decyzja dotycząca pokojowego Nobla otwiera drogę wielu interesującym pomysłom. „Obama zasłużył na Nobla tak samo jak Kaczyński" – tak ów fakt w „Super Expressie" komentuje obrońca praw człowieka, prof. Andrzej Rzepliński. Chyba się myli, bo nasz prezydent ma znacznie dłuższy staż na swojej funkcji, więc zasadniczo zasłużył bardziej. Jak donosi „Gazeta Wyborcza", „ci, którzy zgłosili prezydenta USA musieli być bardzo przewidujący, bo termin mijał 1 lutego, gdy Obama był ledwie 12 dzień gospodarzem Białego Domu". Zaiste, tylko zamieszaniem w naszej Kancelarii Prezydenta należy wytłumaczyć fakt, że nie nominowano do tej nagrody naszej głowy państwa, która w dniu 1 lutego 2009 r. urzędowała już 1134 dni. „Sam laureat był zaskoczony" – pisze „Rzeczpospolita". No cóż, gdyby nie był, medialnie sprawa wyglądałaby jeszcze gorzej. Co więcej, nasz prezydent znakomicie posłużył się „nowym klimatem dyplomacji" pisząc w depeszy gratulacyjnej do Laureata „Aktywność Pana Prezydenta na forum międzynarodowym dała nadzieję wielu narodom na powstanie bezpieczniejszego i bardziej sprawiedliwego świata".

Idąc za ciosem także prezydent Lech Kaczyński postanowił „dać nadzieję wielu narodom" i podpisał – w świetle reflektorów, szumie kamer i błyskach fleszy – Traktat Lizboński. „Cała Europa zobaczy, jak prezydent Polski podpisuje traktat" – zapowiadała z dumą „Rzeczpospolita". Tymczasem „Nasz Dziennik" natychmiast zdiagnozował u naszej głowy państwa „Kompleks Lizboński", którego konsekwencją jest „zbędna nadgorliwość Lecha Kaczyńskiego, którego do podpisu nie obliguje nic oprócz presji unijnego establishmentu". Na szczęście – jak informuje „Nasz Dziennik" jest grupa posłów PiS i nie tylko PiS, którzy skierują traktat, przez który pojawi się m.in. „anarchia światopoglądowa i zrównanie postaw złych z dobrymi pod pretekstem ochrony tzw. mniejszości" do Trybunału Konstytucyjnego. Dowody? Są na pierwszej stronie „Gazety Wyborczej": „Wyjdźcie z szafy geje i lesbijki" – nawołuje Yga Kostrzewa, feministka i organizatorka Parad Równości, ogłaszając niedzielę 11 października dniem „coming outu". I cóż pan narobił, panie prezydencie?

Będzie więc o czym rozmawiać przy niedzielnych, rodzinnych obiadach. A przecież na tym nie koniec, bo „CBA znów uderza" („Gazeta Wyborcza"), a „Afera za aferą. Po hazardowej jest stoczniowa" („Rzeczpospolita"). Co prawda na razie niewiele o niej wiadomo, ale – jak mówią – będzie ciekawie. Nastąpi też, zapowiadany przez „Gazetę Wyborczą" „Rozwód ministra sprawiedliwości z prokuratorem generalnym", przeciwko któremu gwałtownie protestuje „Nasz Dziennik", reprezentujący środowiska nie uznające rozwodów. A jakby tego było mało „Pijany Stockinger nie pomógł ofiarom" („Super Express") wypadku, który spowodował, a po tym – jak gdyby nigdy nic, stawił się na planie, by dalej kręcić swój „Klan".

Dlatego tak cieszy oderwana od wszelkich politycznych wojen i międzynarodowej polityki weekendowa propozycja „Super Expressu" - kupony na darmowe i zniżkowe wizyty u najlepszych uzdrowicieli. Uwzględniając sytuację naszej służby zdrowia i kłopoty doktora Lubicza, jak znalazł.