[b]"Rz":[/b] Czy pana zdaniem na zmianie decyzji General Motors ucierpi popularność kanclerz Niemiec Angeli Merkel?
[b]Robert Amsterdam:[/b] W żadnym wypadku. Te wszystkie korzyści, które koniecznie chciała osiągnąć przed wyborami, już osiągnęła. Pomogło jej to w wygraniu wyborów. A Władimir Putin osiągnął ogromne wpływy na niemieckiej scenie politycznej. I tak już zostanie, jakby nie rozwinęła się sytuacja, te wpływy i tak zostaną. Trzeba to dobrze zapamiętać.
[b]Nie osłabi to jej rządu?[/b]
Zdecydowanie nie. Dla wszystkich wtajemniczonych było oczywiste, że od początku był to szemrany interes. Nawet German Gref, prezes Sbierbanku, otwarcie wypowiadał się, że nie popiera takiego sposobu ratowania. Naturalnie trzeba teraz zrozumieć, jak takie sytuacje rozwijają się w Rosji. Szef Magny Frank Stronach uzyskał u Putina wiele punktów dodatnich, bo chciał pozyskać dla Rosji technologie. Angela Merkel zyskała punkty, bo chciała większego zbliżenia rosyjsko-niemieckiego. Naturalnie nie wszystko wyszło, jak planowano, ale pamięć o tym nie będzie długa. Przy tym przecież ta cała transakcja wcale nie była odpowiednio przygotowana. Nie mówiąc już o tym, że gdyby ta oferta rzeczywiście została przyjęta, powstałby jeden z pięciu największych na świecie koncernów samochodowych, zatrudniający setki tysięcy ludzi i zdolny produkować 5 milionów samochodów rocznie. A to wszystko pod ścisłą kontrolą Kremla.
[b]Nie ma pan wrażenia, że GM odwołał sprzedaż Opla, bo poczuł się silniejszy, w sytuacji gdy koalicjantem Angeli Merkel stała się FDP, bardziej probiznesowa i liberalna od SDP?[/b]