Twardy dyplomata

David N. (Nick) Reilly - Wiceprezes General Motors. Reorganizacja Opla będzie jego 9. stanowiskiem w koncernie

Publikacja: 10.11.2009 02:30

David Reilly twardo broni interesów GM. Być może to właśnie on stoi za rezygnacją koncernu ze sprzed

David Reilly twardo broni interesów GM. Być może to właśnie on stoi za rezygnacją koncernu ze sprzedaży Opla (fot: choi bu-seok)

Foto: Rzeczpospolita

Wyrósł na drugą po prezesie Fritzu Hendersonie najważniejszą osobę w GM. To głównie jego zasługa, że spoza USA pochodzi już 72 proc. wpływów General Motors. I chociaż zamorskie aktywa GM nie zostały poddane procedurze bankructwa, to Reilly zdecydował, że będą podlegały takim samym ograniczeniom, jak firma matka.

Jego konik to rozwinięte technologie. Doprowadził do tego, że centrów R&D (badań i rozwoju) jest więcej poza USA. Także jego pomysłem było stworzenie joint venture w Chinach i Korei.

Ciepło wspominają go w brytyjskim Vauxhallu, gdzie miał dokonać cięć płacowych i zaczął od siebie – obniżył sobie roczne wynagrodzenie o ponad 160 tys. funtów. Sympatyczny, misiowaty, chętnie spotyka się z pracownikami poza biurem. Kiedy coś idzie nie po jego myśli, mówi o tym natychmiast i – jak podkreślają jego współpracownicy

– bardzo bezpośrednio. Szefowa HR w General Motors zastrzega jednak: Reilly’ego nikt się nie boi. Nienawidzi biurokracji. Comiesięczne narady z 20 podlegającymi mu dyrektorami skrócił z dwóch dni do 2 godzin.

Ma 60 lat. Urodził się w Holyhead w W. Brytanii. Skończył Cambridge. Z General Motors związany jest od 1975 r. Od 1986 zarządzał Vauxhall Motors, potem odpowiadał za produkcję w fabryce Ellesmere Port. W latach 1994 – 1996 był wiceprezesem GM Europe i odpowiadał za jakość produkcji.

Wrócił do W. Brytanii jako szef Vauxhalla, a w 2001 r. znów pojechał do Zurychu, gdzie objął stanowisko wiceprezesa ds. sprzedaży w GM Europe.

Kiedy poprzedni prezes GM Rick Wagoner potrzebował dobrego dyplomaty z twardą ręką do restrukturyzacji Daewoo

– ale przede wszystkim do bardzo trudnego powrotu na rynek koreański – posłał po Reilly’ego. Sam Reilly z rozczuleniem wspomina trudne rozmowy z koreańskimi władzami i swoje zdjęcia na plakatach rozwieszonych w Seulu i innych głównym miastach Korei, na których nisko się kłania na powitanie. Ostatecznie poszło mu tak dobrze, że awansował na stanowisko wiceprezesa na Azję i Pacyfik, a od lata tego roku jest także wiceprezesem odpowiadającym za międzynarodową działalność koncernu.

Nie ma nikogo w GM, kto tak jak on potrafi porozumieć się ponad kulturami. Jak lew jednak walczy o interesy GM, kiedy partnerzy, widząc kłopoty dawnego giganta, chcieliby chociażby tanio przejąć technologie. Niewykluczone, że właśnie Reilly stał za decyzją GM, kiedy tydzień temu Amerykanie postanowili nie sprzedawać Opla.

Teraz będzie musiał na trochę opuścić swoje biuro w szanghajskim drapaczu chmur i przeprowadzić się do Zurychu albo Ruesselsheim.

Wyrósł na drugą po prezesie Fritzu Hendersonie najważniejszą osobę w GM. To głównie jego zasługa, że spoza USA pochodzi już 72 proc. wpływów General Motors. I chociaż zamorskie aktywa GM nie zostały poddane procedurze bankructwa, to Reilly zdecydował, że będą podlegały takim samym ograniczeniom, jak firma matka.

Jego konik to rozwinięte technologie. Doprowadził do tego, że centrów R&D (badań i rozwoju) jest więcej poza USA. Także jego pomysłem było stworzenie joint venture w Chinach i Korei.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Ropa, dolary i krew
Opinie Ekonomiczne
Bogusław Chrabota: Przesadzamy z OZE?
Opinie Ekonomiczne
Wysoka moralność polskich firm. Chciejstwo czy rzeczywistość?
Opinie Ekonomiczne
Handlowy wymiar suwerenności strategicznej Unii Europejskiej
Materiał Promocyjny
Bank Pekao nagrodzony w konkursie The Drum Awards for Marketing EMEA za działania w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Czekanie na zmianę pogody