Liczą się instytucje, a nie ludzie

- Politycy kłamią! Taka jest teza filmu dokumentalnego Tomasza Sekielskiego „Władcy marionetek”, który w weekend zyskał spory rozgłos - pisze Ignacy Morawski

Publikacja: 16.03.2010 00:51

Ignacy Morawski, publicysta

Ignacy Morawski, publicysta

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

[srodtytul][link=http://blog.rp.pl/morawski/2010/03/16/licza-sie-instytucje-a-nie-ludzie/]skomentuj na blogu[/link][/srodtytul]

Nic nowego. Wśród komentatorów gospodarczych ta teza powtarzana jest od dawna. Każdy rząd obiecywał reformę finansów publicznych i żaden jej nie dokonał. A temat znów wraca, przywoływany przez ministra finansów.

Czy brakuje nam mężów stanu, którzy zetną wydatki państwa jak siekierą, nie oglądając się na elektorat? Niekoniecznie. Najpierw potrzeba instytucji, które reformy umożliwią. Jeżeli rządzący powinni coś zrobić, to właśnie takie instytucje ustanowić.

Tendencję do nadmiernego zadłużania się trudno jest wyjaśnić tylko z ekonomicznego punktu widzenia. Wielu ekonomistów skupia się raczej na uwarunkowaniach instytucjonalnych. Procedury budżetowe często umożliwiają grupom społecznym i reprezentującym je partiom wyciąganie większej ilości pieniędzy dla siebie, kosztem zwiększonego zadłużenia. Każda grupa (partia) bowiem odnosi większe korzyści z dodatkowego długu niż ponoszone przez nią koszty. Stan równowagi takich „negocjacji” jest nieoptymalny dla społeczeństwa i jest to problem dobrze opisany przez teorię gier. Z grubsza mówiąc, to jest też problem Polski. Powinny istnieć instytucje, które na proces przygotowywania i wdrażania budżetu narzucają pewne ograniczenia.

Szeroki zestaw rekomendacji dla Polski już cztery lata temu przedstawili Mark Hallerberg i Jurgen von Hagen w raporcie dla Ernst & Young. Minister Jacek Rostowski zna ten raport bardzo dobrze.

Co należy zrobić? M.in. każda koalicja powinna być prawnie zobowiązana do przedstawiania planów ograniczeń wydatkowych. Powinny one obejmować perspektywę co najmniej trzyletnią i być prawnie wiążące. Dzięki temu koszty zadłużenia nie byłyby co roku rozważane oddzielnie przez partie koalicyjne i poszczególnych ministrów, lecz na początku każdego okresu przez całą koalicję razem. A my – proste marionetki – z góry byśmy wiedzieli, co nam rząd szykuje.

Naturalnie, miejsce na nieodpowiedzialność będzie zawsze. Nawet przy dobrych instytucjach złe decyzje mogą być szkodliwe. Problem polega na tym, że przy złych instytucjach nawet ludziom dobrej woli trudno podejmować dobre decyzje.

Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Nie tylko meble. Polska gospodarka wpada w pułapkę
Opinie Ekonomiczne
Marta Postuła: Czy warto deregulować?
Opinie Ekonomiczne
Robert Gwiazdowski: Wybory prezydenckie w KGHM
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Qui pro quo, czyli awantura o składkę
Opinie Ekonomiczne
RPP tnie stopy. Adam Glapiński ruszył z pomocą Karolowi Nawrockiemu
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem