„Polska już nie jest taka atrakcyjna” – anonsuje dziś „Rzeczpospolita” precyzując, że „zagraniczni inwestorzy łaskawszym okiem patrzą dziś na inne kraje Europy Środkowej”. Czyżby pełne patosu deklaracje o „zielonej wyspie”, oazie wzrostu na czerwonej mapie pogrążonego w kryzysie kontynentu nie wystarczyły, by ustawiła się kolejka chętnych do wielkich inwestycji w Polsce? Ano nie, bo nawet jeśli się przypudruje nosek, to takiego absztyfikanta trzeba jeszcze dzisiaj pokokietować. „Nie robimy nic, żeby przekonać inwestorów, że jesteśmy atrakcyjni” – ubolewa na łamach „Rz” ekspert z firmy konsultingowej Ernst&Young. Najwyższy czas coś w tej kwestii zmienić, bo panien w bród, a kawalerów jakby ostatnio ubyło.
Niektórzy chcą, żeby ubywanie stało się trwałym elementem naszej rzeczywistości. „Aptekarze chcą zawyżać ceny. Mniejsza liczba aptek znacznie ograniczy konkurencję” – pisze „Dziennik Gazeta Prawna”, omawiając pomysł Naczelnej Izby Aptekarskiej, by liczba tych placówek była limitowana, bo teraz jest ich za dużo i przez to muszą prowadzić wyniszczającą wojnę cenową. A jest o co się bić, bo rynek wart jest ok. 27 mld złotych. Co prawda Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta przekonuje, że „konkurencja jest zawsze dobra dla odbiorców, bo zwiększa się dostępność towarów i maleją ceny”, jednak „aptekarze przekonują, że w ich branży ta zasada się nie sprawdza” – jak pisze gazeta. Wygląda na to, że aptekarzy i rząd łączy niezbyt przychylne podejście do możliwości wyboru, jakie są obecnie dane tym, którzy przychodzą z pieniędzmi. Niezależnie czy będą to inwestorzy, czy pacjenci. Tymczasem teraz w ramach walki o klienta wierny pacjent może nawet wygrać egzotyczną wycieczkę.
Bo konkurencja rodzi konieczność kuszenia. Nie można jednak kusić fałszywie. Tymczasem „Opel dostał figę od niemieckiego rządu” – pisze „Gazeta Wyborcza” dodając, że „Berlin odmówił pomocy dla Opla kontrolowanego przez Amerykanów, choć wcześniej oferował górę pieniędzy, gdyby Opla przejęli Rosjanie”. Jak stwierdził cytowany przez gazetę minister gospodarki Niemiec Reiner Bruederle: „Jestem przekonany, że Opel ma wspaniałą przyszłość bez naszych gwarancji”. To bardzo prawdopodobne. „Związkowcy i lokalne władze obawiają się, że jeśli Berlin nie da pomocy, Opel zacznie przenosić produkcję do innych państw UE” – pisze „Gazeta Wyborcza”. Ponieważ akurat tym razem polski rząd obiecał pomoc dla gliwickiej fabryki koncernu, taka przyszłość firmy wynikająca z czyjegoś przekonania, że ktoś kocha bez odrobiny rozwagi, akurat może nam pasować. Trzeba tylko mieć w pamięci tych inwestorów, którym my wróżymy wspaniałą przyszłość bez dodatkowych bonusów. Oni wszyscy jakoś dziwnie nie mają sentymentów.