Giełdowa historia Bogdanki nie jest długa. Trwa nieco ponad rok. Jak się popatrzy na wykres ceny akcji spółki, to od samego początku akcje są w długoterminowym trendzie wzrostowym. Dużo dłuższa jest historia o tym, jak spółka trafiała na warszawski parkiet. Przez lata na medialno-inwestorskiej giełdzie potencjalnych debiutów była wymieniana jako murowany kandydat.
Gdyby NWR zdecydował się ogłosić wezwanie pięć miesięcy temu, czyli albo w przededniu, albo tuż po rozlaniu się po rynkach europejskich paniki spowodowanej kryzysem w Grecji, zapewne inwestorzy uznaliby, że cena jest dobra, i nie byłoby kłopotu ze skupieniem akcji. Teraz już wie, że albo będzie musiał zrezygnować z wezwania, albo podnieść cenę.
Analitycy od samego początku dobrze oceniali spółkę i jej potencjał. Dobrze oceniały ją też otwarte fundusze emerytalne, które w marcu tego roku kupiły od rządu 46,7 proc. akcji, płacąc za każdą 70,5 zł. I to od ich decyzji, a także od postawy innych dużych inwestorów finansowych zależeć będzie, czy i za ile NWR przejmie kontrolę nad najbardziej rentowną polską spółką węglową.
NWR bez wątpienia, podając cenę w wezwaniu, zostawił sobie margines na poprawienie oferty. Otwarte jest pytanie, jak duży to margines i co zrobi, jeśli okaże się, że cena będąca dla niego tzw. progiem bólu będzie nadal za niska dla inwestorów finansowych.
Nim NWR ogłosił wezwanie, najwyższa wycena wartości akcji Bogdanki wynosiła 100 zł. Dziś to już historia, bo analitycy UniCredit CAIB na wieść o wezwaniu podnieśli wycenę papierów węglowej spółki do 118 zł. To może być drogowskaz dla czeskiego inwestora co do oczekiwań rynku.