Premier Donald Tusk kilkakrotnie już podczas minionych trzech lat rządów prezentował program gospodarczy dla naszego kraju.
Obserwując jednak poczynania członków rządu i słuchając ich wypowiedzi, trudno oprzeć się wrażeniu, że rząd żadnej spójnej polityki gospodarczej nie posiada. Co gorsza, brak nawet wizji uzdrowienia finansów państwa.
Chaos pogłębiają dodatkowo sprzeczne sygnały wysyłane na rynek przez przedstawicieli rządu. Istnieją bowiem trzy podstawowe ośrodki pretendujące do kreowania zmian w finansach. Dwa znajdują się pod skrzydłami Kancelarii Premiera i skupione są wokół doradców ekonomicznych Jana Krzysztofa Bieleckiego i ministra Michała Boniego,trzeci to resort finansów z Jackiem Rostowskim na czele. Za czwarty ośrodek można uznać PSL, czyli wicepremiera Waldemara Pawlaka i minister Jolantę Fedak.
Jeśli pojawia się jakakolwiek koncepcja zmian, możemy być pewni, że w pewnych odstępach czasu każdy z nich wypuści zupełnie sprzeczne informacje na ten temat. Jeśli jeden z nich zadeklaruje zmiany w otwartych funduszach emerytalnych, drugi natychmiast zapewni, że będzie ich bronił jak ognia. To samo ma miejsce w przypadku opisanej przez „Rz” wczoraj koncepcji podniesienia składki rentowej. Deklaracja ewentualnej podwyżki wychodzi z ust ministra Boniego, po czym minister finansów zapewnia, że takiego scenariusza nie wyklucza, ale nie jest on najszczęśliwszy. Mówi też, że na posiedzeniu rządu dyskusji na ten temat nie było. Ma rację, nie mogło być, bo nie ma jeszcze żadnego projektu.
Eksperci i zwykli obywatele, słuchając słów doradców, ministrów i samego premiera, który przedstawia wizję bliższą jednej, drugiej bądź trzeciej stronie, czują się ogłupieni. Można podejrzewać, że ten chaos jest celowy, aby na fali publicznych dyskusji w zaciszu gabinetów przygotować rzeczowe rozwiązania gospodarczych problemów. Niestety, bardziej prawdopodobne wydaje się, że w gabinetach praca wcale nie wrze, a poszczególni ministrowie nie mają zielonego pojęcia, co robić. Rzucają pomysły, a potem czekają, które z nich spotkają się z życzliwym przyjęciem, a które z krytyką.