Kiedy mowa jest o 20-leciu giełdy, to głos zabierają przede wszystkim ludzie instytucje, począwszy od kierownictwa giełdy, poprzez wszystkie osoby związane kiedyś z tworzeniem rynku. Czy dla pana jako praktyka ocena GPW jest tożsama z ogólnonarodowym zadowoleniem?
Choć pozycja giełdy staje się coraz silniejsza, to jestem przekonany, że nie możemy osiąść na laurach. Jak się spojrzy na obroty, chociażby na akcjach w Warszawie czy w relacji do PKB, czy nawet wagi Polski w indeksie rynków wschodzących MSCI, to skala obrotów na GPW wciąż pozostawia wiele do życzenia.
Jestem daleki od tego, żeby uznawać, że sukces został już odniesiony
Jakie są nasze słabe punkty?
Warszawa jest mocna w akcjach, ale w przypadku obligacji, nawet skarbowych, obrót na rynku regulowanym stanowi tylko niewielki procent całego obrotu między bankami. Dodatkowo, jeśli się mówi o instrumentach pochodnych, niezwiązanych z akcjami, to obecnie ich prawie nie ma. Jestem daleki od tego, żeby uznawać, że sukces został już odniesiony i że możemy spać spokojnie. Fakt, iż dziś spółki z regionu odkryły nasz rynek jako miejsce, gdzie można pozyskać kapitał korzystniej niż we Frankfurcie czy na londyńskim rynku AIM, nie jest dany warszawskiej giełdzie na zawsze.
A co jest naszym atutem?