Co prawda nie można ich zabić, mogą bez problemu zatrzymywać ruch na ulicach czy chodnikach. Jeśli przyjdzie im ochota, odpoczywają na jezdni albo idą jej środkiem. Ale też nikt się specjalnie nimi nie zajmuje, nie karmi, nie chroni. Muszą sobie radzić same. Niekiedy mają lepsze dni, ale zwykle gorsze. Zjadają wszystko, co znajdą: od bananowych i arbuzowych skórek począwszy, na gazetach i kartonach skończywszy (tych ostatnich jest zresztą znacznie więcej).

Być może jest coś symbolicznego w tym, że do części publicznych instytucji centralnych

A gdy spojrzy się na sposób, w jaki chciałyby konstruować swoje swoje budżety, to odwołanie do hinduskich wierzeń wydaje się jeszcze bardziej uprawnione. Większość z nich nie posłuchała apelu ministra finansów, by oszczędnie planować wydatki na przyszły rok, i nie zaproponowała niższych (realnie) pieniędzy dla siebie w budżecie. Zrobiły to tylko kancelarie Sejmu i Senatu, ale tylko dlatego, że w przyszłym roku nie będą wypłacać odpraw dla odchodzących parlamentarzystów, bo ci dostaną je w tym roku.

Większość instytucji planując budżet, postanowiła odbić sobie cięcia, jakich w tym roku na ich finansach dokonał parlament. Tłumaczą co prawda, że mają coraz więcej obowiązków, ale nawet szef komisji finansów publicznych wyjaśnia (choć nie usprawiedliwia – na szczęście), że w instytucjach obawiają się kolejnych cięć, więc planują wyższe budżety, aby było z czego zabierać.

Wygląda na to, że muszą biedne same zadbać o siebie, bo inni mogą o nich zapomnieć.