Rz: Cały czas krąży pan ostatnio wokół Jastrzębia. Jak nie jako mediator w konflikcie związkowców z zarządem przed debiutem, to jako wspomagający akcję ratowniczą w kopalni Krupiński po kolejnym w tym roku wypadku w zakładzie JSW, gdzie giną ludzie. Czy spółka sobie poradziła?
Zygmunt Łukaszczyk:
To doświadczona firma, metan nie pojawił się w niej pierwszy raz. Kopalnie Jastrzębskiej Spółki Węglowej to zakłady metanowe, a to przecież na Krupińskim ponad dziesięć lat temu pojawiły się pierwsze silniki na ten gaz. Dlatego profilaktyka jest tu na najwyższym poziomie. To dziwny wypadek, bo w ścianie oddanej do użytku 12 kwietnia, a więc jeszcze niewydobywającej, co oznacza, że zapalnikiem nie mogła być np. iskra z kombajnu.
Na Śląsku macie jednak wypracowany system działań w takich wypadkach.
Chodzi o koordynację między wojewodą, kopalniami, urzędem górniczym, prokuraturą i ratownikami. W 2010 r. przyjęliśmy taki system, by wyeliminować nieprawidłowości wspólnych działań, do jakich dochodziło m.in. po katastrofie w Wujku-Śląsku. Pierwsza rzecz to opieka nad rodzinami poszkodowanych. Druga – odwiezienie rannych do właściwych szpitali, by nie byli nigdzie odsyłani. Ja przyjechałem na miejsce, by sprawdzić, czy w JSW ten system działa. I tak, działa.