W kolejnych latach to jednak energetyka powinna wyjść na prowadzenie. Potrzeby są ogromne, zapowiedzi prezesów – optymistyczne, a jak będzie z realizacją – czas pokaże. Oby nie okazało się, że nasza rzeczywistość potwierdzi rosyjskie powiedzenie: „chcieliśmy dobrze, a wyszło jak zwykle". A możliwość taka istnieje, jeśli wziąć pod uwagę prognozowane wydatki i efekty.
Nakłady na różne projekty energetyczne w perspektywie 2020 r. szacuje się nawet na 40 mld euro, najważniejsze będą te w elektrowniach i sieciach. Choć jeszcze dwa – trzy lata temu wydawało się, że plany zdominują bloki opalane węglem, to teraz coraz częściej energetycy mówią o instalacjach gazowych. W dodatku takimi inwestycjami interesują się nie tylko one. Skoro o gazie jako przyszłości sektora paliwowego mówi szef Orlenu i zapowiada budowę elektrociepłowni na to paliwo, a zakłady azotowe umawiają się na podobny projekt z PGE, to wydaje się, że już za chwilę zaczniemy mówić o gazowym boomie.
To zainteresowanie nie wynika z mody, lecz z konieczności – unijnej polityki ochrony klimatu i ograniczenia emisji dwutlenku węgla. Ale też będzie mieć swoją cenę – wzrosną, i to znacznie zobowiązania firm energetycznych, a energia dla odbiorców po prostu zdrożeje. Jak odbije się to wszystko na kondycji całej gospodarki, trudno do końca przewidzieć. Być może nie spełnią się najgorsze scenariusze dla przemysłu.