Z perspektywy czasu widać, jak bardzo korzystna była samodzielna polityka pieniężna przy jednoczesnym płynnym kursie walutowym. To stwarza możliwość dobrej reakcji na światowy kryzys. Z tego też powodu to, co może się wydarzyć w eurolandzie, tak bardzo nas nie zaboli. Ba, możemy nawet zyskać...
W jaki sposób?
Jeśli jakiś podmiot gospodarczy ma problemy związane z kosztami, pojawia się pytanie, które kraje, będąc w UE, są atrakcyjne za sprawą niższych kosztów. Polska jest takim właśnie krajem. Mamy nieco niższe obciążenia fiskalne, a potencjał kapitału ludzkiego jest porównywalny. Jest też efekt substytucji – obywatele Europy Zachodniej mogą chętniej sięgać po relatywnie tańsze produkty z Polski.
Zamykamy wobec tego oczy i wyobrażamy sobie dzień, kiedy Unia Europejska i MFW przeprowadzają kontrolowane bankructwo Grecji. Co się dzieje dnia następnego?
Jeszcze bardziej zwiększy się presja na płynność. Spadkowi zaufania na rynku międzybankowym mogą towarzyszyć dalsze zmiany w wycenie akcji. A rynki kapitałowy i międzybankowy stanowiły w przeszłości istotne źródło finansowania działalności banków. Kryzys pokazał, że słabość rynku wymusza substytucję ze strony państwa. Polska dużo skorzystała na dobrej współpracy między bankiem centralnym, Ministerstwem Finansów i KNF.
Czy jakiś polski bank – blisko 80 proc. z nich jest własnością zagranicznych grup finansowych – może się znaleźć w tak fatalnej sytuacji, że będzie musiał być ratowany?