Oprócz znanych przeciwników gazu łupkowego (czytaj: zdominowanej przez lobby atomowe Francji, a także Rosji – ze względu na duże znaczenie dla jej gospodarki konwencjonalnych złóż surowca wraz z licznymi afiliowanymi organizacjami ekologicznymi), każdy pragmatycznie myślący polityk i biznesmen w Polsce powinien zgadzać się z tezą, że ten rodzaj surowca może stać się kołem napędowym polskiej gospodarki. Dobrym odniesieniem są nie tylko Stany Zjednoczone, gdzie gaz łupkowy zmienił rynek energii, przewracając układ sił i ceny na lokalnym rynku o 180 stopni, ale też Norwegia. Doprowadzenie do przemysłowego wydobycia gazu niekonwencjonalnego może być dla naszego kraju tym, czym dla tego skandynawskiego państwa było odkrycie złóż ropy na Morzu Północnym.

Zdaniem wielu ekspertów, Polska jest zagłębiem gazowym i dowodem na to nie jest jedynie raport Departamentu Energii rządu USA z kwietnia 2011 roku. Jak podaje specjalistyczne pismo „Wiadomości Naftowe i Gazowe" – gaz w pokładach dolnego paleozoiku, gdzie występują skały łupkowe, jest. Dosyć tego pesymizmu!

Niestety odwiertów, czy to dokonywanych przez koncerny zagraniczne, jak i kontrolowane przez Skarb Państwa, jest mało, zbyt mało. Na ten rok planowanych jest mniej niż 20. Nam potrzeba ich co najmniej kilkuset rocznie... Połączenie sił państwowych firm naftowych i energetycznych zapowiedziane przez resort skarbu pachnie trochę PRL, czyli gospodarką nakazową. Ale czy cel w tym przypadku nie uświęca środków?