W tym roku w Stanach Zjednoczonych z usług płatnej telewizji, jaką serwują sieci kablowe, operatorzy telekomunikacyjni i platformy satelitarne zrezygnuje 1 mln osób - prognozują analitycy. Powód? Po co płacić abonament za kilkadziesiąt kanałów TV skoro za te same pieniądze można kupić dostęp do wielotysięcznych bibliotek z filmami i serialami na życzenie, albo za darmo oglądać w Internecie tradycyjne kanały telewizyjne? Wystarczy przecież szerokopasmowe łącze. Dzisiaj kablówki i platformy satelitarne należą do najrentowniejszych firm telekomunikacyjnych, ale to się może niebawem zmienić.
Kasandryczne przepowiednie o końcu tradycyjnego nadawania i dystrybucji telewizji krążą po rynku od wielu lat. W jednych budzą niepokój, w innych pobłażliwe rozbawienie, bo na razie wskaźniki konsumpcji wciąż rosną. Ale odwrót od telewizji, jak każde społeczne zjawisko, ma swoją inercję i nie łatwe będzie do zaobserwowania w krótkim okresie.
Niemniej coraz więcej, nie tylko Amerykanów, ale i Polaków deklaruje, że nie kupuje już pakietów telewizyjnych, bo to zbędne, nudne, nie nowoczesne, bo wystarczy naziemna telewizja cyfrowa, albo Internet. Kanały telewizyjne online i serwisy wideo na życzenie, już zmieniają telewizyjny rynek, separując dostawców treści od dostawców medium transmisyjnego. Już to musi zmienić rynek, ale przed nami - być może - znacznie potężniejsza rewolucja.
Kilka tygodni temu Google ogłosił uruchomienie systemu, który pomoże zarabiać na sprzedaży reklamy półamatorskim producentom wideo, jacy emitują swoje nagrania w serwisie YouTube. Google jest jednym z największych sprzedawców reklamy na świecie, co oznacza, że zna się na jej sprzedaży. Jeżeli pomysł zaskoczy, to wielkie koncerny telewizyjne staną przed zupełnie nowym problemem - konkurencją setek albo tysięcy małych producentów, którzy dzięki dobrym pomysłom potrafią przyciągnąć widownię, dzięki Internetowi do nich dotrzeć, a dzięki Google'owi na nich zarobić.
Wobec takiego przeciwnika nadawcy w rodzaju Polsatu, TVN, TVP, Time Warner, czy Viacom będą bezradni, bo działają na zupełnie innych zasadach. Są potężni, ale musieliby z armat strzelać do mrówek. Na lojalność reklamodawców nie mają co liczyć, bo reklama wciąż poszukuje nowych pomysłów i może podchwycić to, co zręcznie promuje Google.