Bezpieczeństwo kosztuje

Stwierdzenie, że bezpieczeństwo musi kosztować, wydaje się oczywistością

Publikacja: 03.08.2012 02:45

Witold M. Orłowski główny ekonomista PwC w Polsce.

Witold M. Orłowski główny ekonomista PwC w Polsce.

Foto: Fotorzepa

Bezpieczeństwo jest luksusem, który (jak każdy luksus na tym świecie) ma cenę – i to cenę stosunkowo wysoką. Bez luksusu można się oczywiście obejść, a nawet żyć jak Diogenes w beczce i być szczęśliwym. Ale coś nas do luksusu ciągnie, choć wiemy, że wcale niezbędny do życia nie jest.

Powyższe ekonomiczno-filozoficzne rozważania są nie tyle wynikiem przegrzania mózgu w wyniku upałów (w końcu korzystam z luksusu, jakim jest klimatyzacja), ile raczej odbiciem problemów, z którymi zmaga się tego lata polski sektor turystyczny. Co kilka dni pada kolejne biuro podróży, a media epatują informacjami o setkach ludzi, którzy nie mają jak wrócić z dalekiego Egiptu lub Grecji. Ostatnio doszła do tego klęska cięższego kalibru – zbankrutowały linie lotnicze OLT Express, z którymi powszechnie wiązaliśmy nadzieje nie tylko na tańsze bilety, ale przede wszystkim na błogosławioną konkurencję w krajowych połączeniach: więcej lotów, lepszą obsługę, uruchamianie nowych tras.

Nie mam zamiaru rozwodzić się nad powodami poszczególnych bankructw. W końcu są one w gospodarce rynkowej zjawiskiem oczywistym i nieuniknionym, a w momencie spowolnienia gospodarczego dość powszechnym. Czasem zawodzą zbyt optymistyczne założenia, czasem firma zostaje raptem odcięta od finansowania, na które liczyła, zawsze pretensje można mieć o błędy w zarządzaniu. Ale cóż, nie da się tego wyeliminować, bo prognozowanie jest trudne (zwłaszcza gdy dotyczy przyszłości, jak celnie zauważył Niels Bohr), finanse kapryśne, a ludzie omylni.

Kiedy jednak w Polsce doszło do owych bankructw biur turystycznych, natychmiast pojawiły się głosy (również w mediach), że tak być nie może. Ludzie wpłacają ciężko zarobione pieniądze, inwestują swój wolny czas, wyjeżdżają i... Ktoś musi się tym zająć, państwo musi lepiej kontrolować biura podróży, zamykać je zawczasu, nie dopuszczać do niespodziewanych bankructw w środku sezonu.

Tak, byłoby pięknie, gdyby kupując wycieczkę, człowiek wiedział, że biuru podróży nie grozi bankructwo albo że w razie czego nie musi się obawiać o swój wypoczynek. Na tym właśnie polega bezpieczeństwo. Ale bezpieczeństwo to luksus, który musi kosztować.

Jeśli rzeczywiście chcemy czuć się bezpieczni, kupując wycieczkę, mamy do wyboru dwie drogi. Po pierwsze, państwo może wziąć na siebie obowiązek kontroli, gwarantując jednocześnie sprawne działanie systemu. Tak się dzieje w przypadku banków znajdujących się pod drobiazgową kontrolą nadzoru finansowego – czemu więc nie miałoby tak się dziać w odniesieniu do biur podróży? Odpowiedź jest prosta. Oczywiście mogłoby tak być, ale ceną do zapłacenia jest wówczas wolność gospodarcza.

Ci sami Polacy, którzy żądają, by państwo kontrolowało i gwarantowało sprawne działanie biur podróży, ze wstrętem reagują na rozrost biurokracji. Biurokracja kosztuje, a rządowa kontrola zapewne prowadziłaby do gorszego działania firm. Więc raczej nie warto tego robić, zwłaszcza że skoro państwo w interesie klientów szczegółowo i na bieżąco kontrolowałoby działalność biur podróży – to czemu nie dilerów samochodów czy sklepów internetowych?

Druga droga jest znacznie prostsza i bardziej przyjazna rynkowi. Do wszystkich wycieczek może być dodana obowiązkowa polisa od efektów bankructwa biura podróży – podobna do polisy OC dla aut. Polisę taką sprzedawałyby towarzystwa ubezpieczeniowe – więc to ich zadaniem byłaby ewentualna ocena, czy któreś z biur podróży nie staje się zbyt ryzykownym biznesem. Za taką polisę zapłaciliby oczywiście klienci. Ale skoro kogoś stać na luksus zagranicznego wyjazdu, powinno być go też stać na luksus takiego ubezpieczenia.

Bezpieczeństwo jest luksusem, który (jak każdy luksus na tym świecie) ma cenę – i to cenę stosunkowo wysoką. Bez luksusu można się oczywiście obejść, a nawet żyć jak Diogenes w beczce i być szczęśliwym. Ale coś nas do luksusu ciągnie, choć wiemy, że wcale niezbędny do życia nie jest.

Powyższe ekonomiczno-filozoficzne rozważania są nie tyle wynikiem przegrzania mózgu w wyniku upałów (w końcu korzystam z luksusu, jakim jest klimatyzacja), ile raczej odbiciem problemów, z którymi zmaga się tego lata polski sektor turystyczny. Co kilka dni pada kolejne biuro podróży, a media epatują informacjami o setkach ludzi, którzy nie mają jak wrócić z dalekiego Egiptu lub Grecji. Ostatnio doszła do tego klęska cięższego kalibru – zbankrutowały linie lotnicze OLT Express, z którymi powszechnie wiązaliśmy nadzieje nie tylko na tańsze bilety, ale przede wszystkim na błogosławioną konkurencję w krajowych połączeniach: więcej lotów, lepszą obsługę, uruchamianie nowych tras.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację