Gospodarka światowa zwalnia. Objawy spowolnienia widać nie tylko w Europie trawionej kryzysem euro, ale także w USA, Chinach, Indiach i Brazylii. Ceny surowców i żywności przestają rosnąć. Rynki nie oczekują nawet wzrostu cen ropy naftowej pomimo utrzymujących się napięć na Bliskim Wschodzie.
Wiele wskazuje, że te tendencje utrzymają się przez kolejne lata. Wobec kolosalnego zadłużenia krajów UE posunięcia oszczędnościowe zapewne przeważą nad ewentualnymi pakietami stymulacyjnymi, które co najwyżej zadziałają antyrecesyjnie. Potężnym hamulcem okaże się także strach przed inflacją. W krajach „nadwyżkowych", takich jak Chiny, Niemcy, Japonia, konsumpcja nie przyspieszy dostatecznie, by wzmocnić mechanizmy prowzrostowe w skali globalnej. Chiny powoli przestają być niewyczerpanym rezerwuarem taniej siły roboczej i „fabryką świata", co oznacza, że łańcuchy zaopatrzeniowe będą coraz bardziej kosztowne. Wobec kolosalnej podaży pieniądza, pompowanego przez rządy w słabnące gospodarki, coraz trudniejsze będzie utrzymanie niskiej ceny kredytu, a wysoki poziom bezrobocia trwale występujący w wielu krajach stanie się dodatkowym hamulcem wzrostu.
W wypowiedziach ekonomistów na temat perspektyw polskiej gospodarki także dominuje umiarkowany pesymizm. Czy jesteśmy skazani na obniżenie tempa naszej pogoni za Europą? Niekoniecznie. Podobnie jak poprzednio polscy przedsiębiorcy mogą poprawić wyniki w stosunku do przewidywań. Szansą jest eksport i rosnące inwestycje zagraniczne. Na mapach ekspansji polskich przedsiębiorstw pojawiają się nowe, niespenetrowane do tej pory rynki: Chiny, Indie, Kazachstan, a nawet USA. Sprzyja temu utrzymujący się niski kurs złotego. Polsko-amerykański szczyt gospodarczy, który miał miejsce tuż przed wakacjami w Warszawie, wskazał wyraźnie na olbrzymie możliwości i na coraz intensywniejsze – i coraz skuteczniejsze – działania polskich firm na największym rynku świata. W warunkach słabszej koniunktury można oczekiwać efektu substytucji, czyli poszukiwania tańszych, choć równie dobrych i solidnych dostawców, na przykład z Polski. Nasi eksporterzy i podwykonawcy z powodzeniem zdają ten test. Wobec kształtującej się na nowo sieci powiązań produkcji przemysłowej – nazywanej przez Jeffa Immelta, szefa General Electric, „przemysłowym renesansem" – polscy kooperanci znajdują swoje miejsce. Naszym atutem pozostaje stosunkowo niski poziom zadłużenia zarówno przedsiębiorstw, jak i gospodarstw domowych oraz dobra kondycja sektora bankowego. Mogą one podtrzymać zarówno poziom inwestycji, jak i konsumpcji.
Andrzej K. Koźmiński, prezydent Akademii Leona Koźmińskiego