Z dużym rozbawieniem przeczytałem wyniki badania dotyczącego czasu pracy poszczególnych narodowości, przeprowadzonego przez Instytut Badań nad Gospodarką Coe-Rexecode z Paryża. Wynika z nich, że najbardziej pracowitym narodem są Rumunii. W ciągu roku pracują oni 2095 godzin. Na drugim miejscu znajdują się Węgrzy (2021 godzin), na trzecim Maltańczycy, na czwartym Bułgarzy, a na piątym Polacy (1975 godzin). Szóste miejsce przypadło Grekom, przebywającym w pracy 1971 godzin.
A teraz odwróćmy tabelę. Na czele państw, w których pracuje się najkrócej, jest Finlandia (1670 godzin rocznie). Tuż za nią plasują się: Francja, Szwecja, Dania, Belgia.
Bez wyliczania nawet najbanalniejszych współczynników korelacji widać negatywną zależność między pracą a poziomem PKB. Zanim jednak ogłosimy, że powszechne skracanie czasu pracy to najlepsza metoda na zapewnienie jeszcze powszechniejszego dobrobytu (zgodnie z ludowym porzekadłem: robota nie knajpa, osiem godzin nie usiedzisz), przyjrzyjmy się treści badania.
Otóż analizowaną zmienną był nie czas pracy, lecz nominalny czas przebywania w miejscu pracy. Są to oczywiście różne zmienne, bo przebywając w firmie można: pracować wykonując pożyteczne czynności, niby pracować robiąc rzeczy nonsensowne, pozorować pracę lub nawet śnić kolorowy sen z głową wtuloną w bardzo ważne dokumenty.